sobota, 17 maja 2014

Rozdział 1

Jest godzina dziesiąta wieczorem, a oni nie przyciszyli muzyki. A wręcz przeciwnie leciała dwa razy głośniej. Nie słyszałam swoich własnych myśli i na niczym nie mogłam się skupić. Chwyciłam słuchawki, podłączyłam do telefonu i puściłam muzykę na maxa, ale to też nic nie dało. Nałożyłam na siebie szarą bluzę z kapturem, w kieszenie od spodni włożyłam słuchawki, telefon i portfel. Wyszłam z mieszkania, upewniając się dwa razy czy je zamknęłam. Kiedy znalazłam się na zewnątrz, miałam malutki dylemat, w którą stronę pójść? Cholera. W końcu ruszyłam w prawo.
            Ulice świeciły pustkami. Przechodząc obok jednego z klubów udało mi się wyłapać kawałek piosenki, która była mi bardzo bliska. Na te wspomnienie, z którym związana jest ta piosenka mam ochotę płakać, ale zakończyłam już ten rozdział w życiu. Po chwili usłyszałam za sobą kroki, ale nie przejęłam się tym, bo nie każdy od razu musi być gwałcicielem czy mordercą. Osoba była coraz bliżej mnie, czułam jej oddech na moim karku. Po moim ciele przeszedł nieprzyjemny dreszcz, a moje dłonie w jednej chwili stały się wilgotne. Zakapturzona postać wyprzedziła mnie tak po prostu. Po budowie ciała był to mężczyzna, a wysoki jak cholera. Właśnie przeżyłam mały zawał, zawsze wszystko nad interpretowałam. Odetchnęłam i wyjęłam mokre ręce, aby wytrzeć je o jeansy. Przeszłam na drugą stronę ulicy i usiadłam ławce. Po chwili moim oczom ukazał się kabriolet, w którym siedziało o kilka osób za dużo niż powinno. Wypatrzyłam postać blondynki, która mieszka pode mną. Wygląda na to, że imprezowanie to jej hobby. Nałożyłam kaptur na głowę i ją spuściłam, mając nadzieję, że mnie nie zauważy. Nadzieja, matką głupich. Samochód zatrzymał się tuż przede mną, a muzyka ucichła.
-No chodź Rose! Zabawimy się! - zachęcała dziewczyna.
-Nie dzięki! - odpowiedziałam.
-Jesteś tego pewna?!
-Tak, jestem. Baw się dobrze! -  powiedziałam i pomachałam jej ręką na pożegnanie. Dobra wracam do domu, może tak szybko nie wróci. 
             Dwadzieści minut potem byłam już w domu. Nie miałam na nic siły byłam tak zmęczona, że zasnęłam na kanapie w ubraniach.
            Z laptopem na kolanach i kubkiem gorącej herbaty siedziałam i szukałam w internecie jakiejś pracy. Znalazłam trzy ogłoszenia, które mnie bardzo zainteresowały. Ostatnie dotyczyły fuchy, jako barmanka w jednym z klubów. Kiedy miałam szesnaście lat dorabiałam u wujka w klubie. To dzisiaj muszę się przejść do tego klubu. Plusem jest to, że całkiem dużo się zarabia. 
            Przebrałam się w jeansy z dziurami i czarną, prześwitującą koszulkę na ramiączkach. Zabrałam wszystkie najważniejsze rzeczy i skierowałam się pod adres, gdzie znajdował się klub.
    Siedziałam przy barze i czekałam na właściciela klubu. Byłam tak zainteresowana oglądaniem wystroju, że nie zauważyłam, kiedy się pojawił. Miał około czterdziestu lat, kilkudniowy zarost, brązowe oczy i włosy. Przyznam był przystojny.
-Co Cię kotku do mnie sprowadza? - zapytał, mierząc mnie wzrokiem od stóp do głowy.
-Ja przyszłam w sprawie pracy jako barmanka. - Zdałam sobie sprawę, że mój głos drżał. Ten facet trochę mnie onieśmielał.
-Miałaś kiedykolwiek do czynienia z taką pracą?
-Tak, jako szesnastolatka pracowałam u wujka w klubie. – odpowiedziałam, przeczesując ręką włosy.
-No to popisz się skarbie. - wskazał ręką na bar przed nami. Lekko się uśmiechnęłam, wstając i podążając za ladę. Podawał mi różne nazwy drinków, na co ja bez żadnej pomyłki wręczałam mu je.
-Jesteś świadoma tego, że tu przychodzą różne niebezpieczne typy? - zapytał, gdy ja kończyłam mu robić drinka.
-Tak jestem. - odpowiedziałam podając mu drinka.
-To w takim razie możesz zaczynać dzisiaj od osiemnastej. Do zobaczenia Rosalie – oznajmił i uśmiechnął się znikając za drzwiami. Zaraz, skąd on wiedział jak mam na imię? Stałam oszołomiona przez chwilę, a potem wyszłam. Mam jeszcze sześć godzin, więc pójdę na małe zakupy. 
    Znalazłam się w jednym ze sklepów odzieżowych. Po dłuższym namyśle wybrałam czarne szorty z ćwiekami, czarne buty na koturnie z ćwiekami i do tego luźną czarną koszulkę na ramiączkach.
    Po zakupach, wróciłam do domu. Kiedy byłam już niedaleko minęłam się z Nikki, która wyglądała jak wczorajsze zwłoki. Podkrążone oczy, blada cera, włosy upięte w luźnego koka i zero makijażu. Bez niego też wygląda ślicznie.
-Hej! - posłała mi lekki uśmiech.
-Siemka, jak tam po imprezie? – zapytałam, zatrzymując się.
-Wiesz głowa i te sprawy, idziesz dzisiaj do tego klubu, który jest niedaleko nas? Podobno przyjeżdżają chłopaki z Grecji i nie tylko! 
Była podekscytowana tak, że zauważyłam błysk w jej oku. Nie no spoko, do tego klubu, który jest niedaleko nas. No ja nie wiem jakie są kluby w pobliżu, więc nie mam pojęcia, o który jej chodzi.
-Nie dam rady, idę do pracy.
Szczerze mówiąc to wyskoczyłabym dzisiaj do klubu, ale nie w celu zarobkowym.
-Szkoda, ale obiecaj mi, że wyskoczymy kiedyś gdzieś razem! – powiedziała i uniosła palec wskazujący w górę.
-Obiecuję! - odpowiedziałam i pomachałam jej odchodząc. 
            Niedługo potem byłam już w mieszkaniu. Zakupy złożyłam i włożyłam do szafy. Mam jeszcze przecież cztery godziny. Mój telefon wydał charakterystyczny dźwięk, co oznaczało, że ktoś dzwoni. Na ekranie wyświetliło się "mama". Coś mi się wydaje, że ta rozmowa będzie trwać z godzinę.

 -Cześć mamo, co słychać ?

-Cześć kochanie, a nic ciekawego po staremu, a u ciebie ?

-A więc znalazłam już pracę.

-No to gratulacje! Co tam więcej ? Opowiadaj...

     Tak jak myślałam, z mamą można gadać godzinami przez telefon. Wzięłam prysznic, wysuszyłam i rozczesałam włosy, co dało efekt lekkich fal. Nałożyłam komplet kupiony dzisiaj i pomalowałam paznokcie na czarny, matowy kolor. Moje oczy przyozdobił makijaż w stylu "kocie oczy". Wyrobiłam się w 2 godziny, więc zdążyłam coś przegryźć i musiałam już wychodzić. Miałam do wyboru dwie opcje jechać taksówką, albo przejść się na piechotę. To że miałam dużo czasu to wybrałam drugą opcję. Było ciepło, więc nie brałam żadnej bluzy, ni nic.
    Brakuje mi Tea. Mój najlepszy przyjaciel od dziecka. Ale wyjechał, bo założył zespół to raczej nie zespół, ale duet. Czasem rozmawiamy, ale chciałabym go zobaczyć, przytulić i przeżyć dzień jak za dawnych czasów. Ognisko, gitara, śpiewanie, wygłupianie się, granie w butelkę, opowiadanie strasznych historii, pieczenie kiełbasek i Nick... Tak wiem, że mnie zostawił, ale długo nie mogłam się pozbierać po nim. Wyjechał razem z Teem. Przyjaciel się ze mną pożegnał, ale on mnie po prostu olał. Jak to on powiedział: Pożegnania są trudne, a zwłaszcza na długo, dlatego nie chcę abyśmy oboje cierpli. Kompletnie się ode mnie odciął. Zero rozmowy, nawet smsa... 
            Po moim policzku spłynęła jedna łza. Nie, nie mogę żyć przeszłością. To dupek, jakich wielu. Wierzchem ręki otarłam łzę i weszłam do klubu. Ochroniarze wpuścili mnie bez słowa. W klubie jeszcze nikogo nie było, ale niedługo będą tu tłumy. Podążyłam za ladę baru, gdzie przywitał mnie właściciel.
-Punktualna. I to mi się podoba. - zerknął na zegarek. - Niedługo przyjdzie Justin. On też tutaj jest barmanem, więc mam nadzieję, że się dogadacie. Fartuch jest tam jeżeli będzie ci potrzebny, powodzenia. A i jeszcze jedno! Ludzie najwcześniej będą się schodzić za godzinę - powiedział, a następnie zniknął za drzwiami zostawiając mnie samą. 
    Muzyka w tle grała cicho i były to spokojne klimaty. Chwyciłam fartuch, aby nie wracać do domu z jakimiś plamami po alkoholu. Naciągnęłam go przez głowę i zawiązałam z tyłu na kokardkę. Z przodu miał napis i logo klubu "Event". Wypolerowałam ladę, poustawiałam butelki z alkoholami. Starałam się zapamiętać, gdzie co jest abym później nie musiała szukać butelki whisky. 
            Za piętnaście siódma, chłopaki zaczęli rozstawiać sprzęt. Gitary nie gitary, perkusja, mikrofony... Zjawił się też Justin. Miły, wysoki blondyn, z niebieskimi oczami i umięśnionym torsem. Ludzie zaczęli się powoli zbierać w klubie i miałam okazję robić już pierwsze drinki. Sporo facetów próbowało ze mną flirtować, ale przy barze zaraz znalazły się ich partnerki, ochrzaniając ich. 
            Zjawiło się pięciu przystojnych facetów. Każdy zerkał w ich stronę. Był tam ten chłopak z imprezy Nikki. Ciemny blondyn o nieziemskich, brązowych oczach. Zarost dodawał mu "tego czegoś". Czwórka usiadła na jasnej kanapie w pobliżu baru, a blondyn podszedł do baru po pięć shotów. Po zrobieniu ich wstałam, zaniosłam i postawiłam je na stoliku przy kanapie, ponieważ książę tak sobie zażyczył. Odwróciłam się i chciałam odejść, ale ktoś pociągnął mnie za rękę i wpadłam na czyjś tors. Zrobiłam dwa kroki w tył i ujrzałam brązowookiego ciemnego blondyna. Przestraszyłam się, bo nie wiedziałam co ma zamiar ze mną zrobić. W jednej ręce trzymał moje nadgarstki, a dwoma palcami drugiej ręki chwycił mój podbródek. Przygryzłam wargę, co robię zawsze, gdy się denerwuję. Powoli zbliżał swoje usta do moich, a oddech uwiązł mi w gardle. Złożył na moich ustach delikatny pocałunek, który smakował miętą i tytoniem. Nie wiem ile to trwało, bo czas się jakby...zatrzymał. Nie mogłam się powstrzymać i oddałam pocałunek. Oderwał się ode mnie, przygryzając i ciągnąc zębami za moją dolną wargę.
-Obiecuję, że jeszcze się zobaczymy. 
Cała piątka równocześnie wypiła po kieliszku i wyszli jakby nigdy nic. Tak po prostu. Stałam jeszcze przez chwilę do momentu aż Justin nie krzyknął, że mam klientów. Po chwili na scenę zaczęli wchodzić i grać pierwsi wykonawcy, DJ, zespoły...
    Na scenie pojawiła się trójka chłopaków. Nie widziałam twarzy ani nic, bo dobrze bawiący się ludzie zasłonili mi widok. Te głosy były mi znane, ale za nic nie mogę sobie przypomnieć do kogo należą. Myślałam, że chociaż przez chwilę posiedzę sobie na tyłku, ale nie. Co chwila ktoś chciał jakiegoś drinka, ale przecież nie będę się kłócić z ludźmi, że chcę przez chwilę posiedzieć w spokoju. Od groma było dziewczyn, które kleiły się do mężczyzn, którzy wcale nie byli nimi zainteresowani. Żenujące. Te dziewczyny widzą, że nie mają u nich szans, ale nadal próbują. Powodzenia. Z niektórych ludzi to miałam ochotę się śmiać. Dziewczyny bijące torebkami swoich partnerów za to, że zatańczył z inną. Jednego dnia by nie starczyło, aby to wszystko opowiedzieć. Zerknęłam na telefon, który miałam schowany w kieszeni szortów. Jest już druga nad ranem?! Ale ten czas szybko zleciał, niedawno była siódma... Patrząc na telefon, kątem oka dostrzegłam, że trzy postacie siadają przy barze. Podeszłam bliżej, cały czas patrząc na telefon.
-Co podać ? - zapytałam. Postawiłam drinki na ladzie przed nimi i podniosłam wzrok na swoich klientów. Znieruchomiałam. Zapomniałam jak się oddycha. Albo mam zwidy, albo tam stoi Teo!
-Rose? - zapytał mulat, którego ostatni raz widziałam jak skończyłam liceum.

 

 

 

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz