niedziela, 5 listopada 2017

Rozdział 9

 Liam był wkurzony na mnie, że nie mogłam odebrać. Wytłumaczyłam mu, dlaczego nie mogłam, jednak nie obchodziło go to, bo myślał, że już się coś stało. Tłumaczyłam się przez dobre dziesięć minut, jednak w końcu miałam dość i rozłączyłam się. Wyciszyłam telefon i odłożyłam go na szafkę. Zamknęłam oczy, ale wibracje dochodzące z telefonu irytowały mnie. Wyłączyłam telefon, przykryłam poduszką głowę i poszłam spać. Udało mi się zasnąć, jednak nie na długo. Od szyby w oknie zaczęło się coś odbijać. Przykryłam głowę poduszką, mając nadzieję, że dźwięk się wyciszy. Jednak to się nie stało. Zrezygnowana wstałam i podeszłam do okna. W tej chwili przez szybę wleciał kamień. Szkło rozbiło się na wiele małych kawałeczków i poleciało na mnie. Nie uniknęłam skaleczeń. Chwyciłam telefon, włączyłam go i od razu zadzwoniłam do Liama. Jednak ten nie odbierał. Moje serce biło jak oszalałe, a krew spływała po moich rękach. W kontaktach znalazłam numery do całej piątki. No tak, że nie pomyślałam o tym od razu. Zaraz, który chłopak pojechał z Payne'm? Zadzwoniłam do Nialla, który na szczęście odebrał po chwili. Powiedziałam, co się stało, a ten mnie uspokoił i powiedział, że niedługo będzie. Odłożyłam telefon na szafkę nocną i ruszyłam do łazienki. Spojrzałam na swoje ramiona, w których tkwiły niewielkie kawałki szkła. Chwyciłam pęsetę i wyciągnęłam je. Na szczęście kawałki były na tyle duże, że bez problemu je wyciągnęłam, nie uszkadzając żadnych grubszych żył, czy tętnicy.

Gdy zaczęłam oczyszczać rany do moich drzwi dobiegło pukanie. Zamarłam. Pomyślałam o tym osobniku, który wybił mi szybę w oknie. Wyjrzałam z łazienki, ale nie podeszłam do drzwi wejściowych.
-Rose, to ja!

Usłyszałam głos blondyna zza drzwi. Niepewnie podeszłam do nich i otworzyłam je. Chłopak wszedł do środka z nieznanym mi mężczyzną. Był to brunet o jasnych oczach. Obserwowałam go podejrzliwie.
-Krwawisz - stwierdził Horan. Naprawdę? Nie zauważyłam...
-Ten idiota rozbił szybę. Miał cię pilnować... znaczy...- blondyn zaczął się jąkać.
-Pilnować?! Czy ja wyglądam na dziecko?! - warknęłam zdenerwowana - Powiedz Liamowi, żeby przestał mnie traktować w ten sposób - oznajmiłam i wróciłam do łazienki. Czy ja jestem jakąś wielką osobistością, że każe mnie pilnować przez jakichś ochroniarzy? Po prostu cudownie. A mogłam posłuchać się Malika i dać się przelecieć Payne'owi. Przynajmniej teraz miałabym święty spokój.

Nagle zaczęło mi się kręcić w głowie. Usiadłam na brzegu wanny. Z mojego uda sączyła się krew. Cała nogawka spodni była szkarłatnego koloru. Tego rozcięcia nawet nie zauważyłam. Obraz zaczął się rozmazywać. Wstałam, aby zawołać Nialla, jednak upadłam na płytki. Upadając, zaczepiłam ręką o klamkę, co sprawiło, że drzwi się otworzyły. Przez przymknięte oczy zobaczyłam biegnącą w moją stronę postać, po czym powieki opadły.

 

*Liam

 

Siedziałem w samochodzie próbując się ponownie dodzwonić do Rose, jednak cały czas włączała się poczta. Najlepiej wyłączyć telefon. Ta dziewczyna wyprowadza mnie z równowagi. Drzwi od strony pasażera otworzyły się i do środka wsiadł Malik.
-Gotowy? - zapytał. Spojrzałem na niego. Miał wszystko. Całe umundurowanie, broń.
-Prawie - odpowiedziałem.
-Stary, daj sobie z nią spokój. Przez nią są same problemy, nie zauważyłeś? Było dobrze, ale musiała się wpierdolić w nasze życie. Dopiero będziesz miał problem, gdy się zakocha. Może i jest podobna do Katy, ale to nie ona, życia jej nie przywrócisz - powiedział i patrzył na mnie wyczekująco.
-Odpierdol się! - warknąłem i wysiadłem z samochodu. W tym momencie zadzwonił telefon. Normalnie nie odebrałbym i wrócił do samochodu, ale na ekranie pojawiło się imię Rose.
-Halo? ... Co z nią?...Kurwa...

 

*

 

Powoli otworzyłam powieki. Rozejrzałam się dookoła. Byłam w znanym mi miejscu, podpięta do różnych maszyn. Spojrzałam na kroplówkę. Dwa przezroczyste płyny plus jeden woreczek z krwią. Do mojej głowy od razu powróciły wspomnienia. Moje ręce były w opatrunkach. Odsłoniłam białą pościel z prawego uda, które szkło mi rozcięło. Było całe w bandażu. Przykryłam się z powrotem i położyłam głowę na poduszce. Po chwili do sali weszła pielęgniarka.
-Dzień dobry Rose, jak się czujesz? - zapytała ciepłym głosem.
-Nie jest źle - wymamrotałam.
-Straciłaś bardzo dużo krwi. To naprawdę cud, że udało się ciebie uratować. Rozcięcie na udzie było naprawdę niebezpieczne. Kilka milimetrów głębiej, a rozcięłoby ci tętnice i najprawdopodobniej nie obudziłabyś się teraz - oznajmiła.
-Jak się tutaj znalazłam? - zapytałam i podniosłam się do pozycji siedzącej.
-Przywiózł cię jakiś chłopak, mówiąc, że znalazł cię na chodniku w pobliżu jego kamienicy. Jednak nie mamy o nim żadnych informacji. Szybko się pojawił i równie szybko zniknął. Dwa dni byłaś nieprzytomna i przykro mi to mówić, ale nikt cię nawet nie odwiedził. Udało nam się jedynie dodzwonić do twojego brata, który jest na misji i nie jest w stanie przyjechać - powiedziała i złapała mnie za dłoń pocieszająco, a po chwili wyszła. Czyli wychodzi na to, że chłopaki w końcu się mnie pozbyli. A co z moją siostrą i rodzicami? To niemożliwe, żeby żadne z nich nie odebrało.

Otworzyłam szafkę przy łóżku szpitalnym. Znalazłam w niej telefon. Od razu go włączyłam. Nieodebrane połączenia jedynie od Chrisa. Weszłam w kontakty. Żadnego śladu po numerach, któregoś z chłopaków. Czyli pozbyli się mnie, jednak w trochę okrutny sposób. Przynajmniej mam spokój od Payne'a i reszty. Zadzwoniłam do brata. Odebrał, co mnie zaskoczyło. Powiedział, że wraca z misji, ponieważ jest coś, co musi mi powiedzieć prosto w oczy i bardzo się martwi. Dzisiaj powinien być w Londynie, więc jutro z samego rana do mnie przyjdzie.

Martwiło mnie to, że głos mojego brata brzmiał bardzo smutno, był wręcz załamany. Gdy zapytałam o rodziców powiedział, że jutro mi wszystko wyjaśni. Byłam bardzo zestresowana tą cała sytuacją i nie mogłam spać. Pielęgniarka zauważyła to i podała mi leki nasenne, które zadziałały i zasnęłam już spokojnie.

Obudziłam się po ósmej. Zjadłam szpitalne śniadanie i niedługo potem zjawił się Chris. Przytulił mnie mocno i powiedział, że cieszy się, że żyję. Gdy oderwał się ode mnie zobaczyłam łzy na jego twarzy.
-Co się stało? - zapytałam przestraszona.
-Rodzice...oni..ech...zginęli.. - wyjąkał chłopak, a ja zamarłam. Do moich oczu napłynęły łzy. Nie widziałam ich od roku. Zaniedbałam rozmowy z nimi przez Liama. Gdybym teraz zobaczyła tego idiotę i miała w zasięgu ręki broń, to nie zawahałabym się strzelić prosto w jego głowę. Mam nadzieję, że już nigdy go nie spotkam w swoim życiu. Wszystko przez tego pieprzonego dupka! Już nigdy nie przytulę rodziców, nie opowiem im o moich przygodach, nie zjemy wspólnego obiadu, nie będę miała do kogo wrócić w razie jakichkolwiek problemów. W tym momencie moje życie runęło. Nie dość, że straciłam rodziców, to sama byłam bliska śmierci.
-Nawet nie zdążyłam powiedzieć im, że ich koch..am.. - mój głos się załamał i wybuchłam płaczem. Brat mocno mnie przytulił. Obydwoje płakaliśmy.
-Ja też... - wyszeptał, bo tylko na tyle było go stać. Nagle do pomieszczenia wbiegła Cassie. Zapłakana. Podeszła do nas i mocno przytuliła. Siedzieliśmy przytuleni we trójkę na łóżku szpitalnym, a łzy płynęły strumieniami z naszych oczu....To był ogromny cios dla naszej trójki. Ich wiek nie był jeszcze sędziwym wiekiem, ale jednak odeszli. Zostawili swoje dzieci, które teraz są zdane same na siebie.

 

 

Wracam do Was z troszkę smutnym rozdziałem. Jednak spokojnie, nie zbliżam się jeszcze do końca tej historii. To dopiero początek. Mam nadzieję, że rozdział się spodoba, a za wszelkie błędy przepraszam, ponieważ zależało mi na tym, aby rozdział dzisiaj dodać. Pozdrawiam ciepło i jeżeli macie jakieś zastrzeżenia to piszcie w komentarzach.

 

piątek, 18 sierpnia 2017

Rozdział 8

          Zostałam w samej bieliźnie i wtedy w mojej głowie zaświeciła się czerwona lampka.
-Nie mogę - mruknęłam i zaczęłam odpychać chłopaka.
-Właśnie, że możesz - odparł i zaczął całować mój dekolt. Jednak nie mogłam. Groźby Malika dały mi trochę do myślenia. Dobrze by było wrócić do dawnego życia, ale już nie ma odwrotu.
-Nie - jęknęłam, a chłopak dał za wygraną i odsunął się ode mnie. Nałożyłam powoli ubranie, które przed chwilą Li zrzucił ze mnie. Każdy ruch sprawiał mi ból. Mam nadzieję, że jednak do trzech dni przejdzie ten cholerny ból. Usiadłam na jednym z foteli, na przeciwko chłopaka.
-Nastąpiła mała zmiana planów. Musisz przez kilka dni pobyć u Marthy. Niezbyt mi to odpowiada, ale jak na razie, tylko tam jesteś bezpieczna. Do swojego mieszkania nie wrócisz. Jeżeli chodzi o twoją siostrę, to jest bezpieczna - oznajmił, a ja tylko pokiwałam głową. Oznaczało to, że powinnam się zacząć zbierać, dlatego spakowałam resztę ubrań do mojej torby i zniosłam ją na dół.

Siedziałam w samochodzie i czekałam na chłopaka, który rozmawiał jeszcze z Louisem. Czyli jednak wracam do ciotki. Ciekawa jestem, dlaczego Liam nie lubi tak tego chłopaka, który przebywa u Marthy. Zresztą okaże się później. Chłopak po chwili wsiadł do samochodu i ruszył.
-Długo tam będę? - zapytałam.
-Nie wiem, ale na pewno kilka dni. Dzisiaj muszę załatwić jedną rzecz, a później wrócę do ciebie. Zostanę na noc - powiedział, po czym uśmiechnął się do mnie. Odruchowo wyciągnęłam dłoń w jego kierunku, a on ją chwycił i splótł nasze palce. Nie mam pojęcia, dlaczego to zrobiłam, ale jednak na moją twarz wkradł się uśmiech, spowodowany tym, że jednak nie odepchnął mojej dłoni. Przez resztę drogi żadne z nas się nie odezwało, ale palce były nadal splecione.

Zatrzymaliśmy się obok szarego domu, w którym byłam wczoraj. Liam wziął moją torbę i ruszyliśmy w kierunku drzwi wejściowych. Otworzyła nam szczupła blondynka. Od razu wpuściła nas do środka i kazała zaczekać w salonie. Usiedliśmy na kanapie, a gdy młoda dziewczyna wychodziła z pomieszczenia, szatyn bezczelnie gapił się na jej tyłek.
-Liam! - warknęłam.
-No co? Byłbym zapomniał - zaśmiał się - Moja księżniczka jest zazdrosna - powiedział i przyciągnął mnie do siebie. Pokręciłam przecząco głową, co było niezgodne z prawdą. Payne zaczął mnie całować. Ja oczywiście nie potrafiłam nie odwzajemnić pocałunku.
-Czyli jednak jesteście parą - powiedziała Martha, a ja od razu, gdy usłyszałam jej głos oderwałam się od chłopaka. Zarumieniłam się i spuściłam głowę w dół.
-Witaj Martho. Mogłaby zostać u ciebie na trochę? - zapytał, a kobieta przytaknęła. Zawołał ją jeszcze na stronę, a po chwili pożegnał się ze mną, oczywiście pocałunkiem i wyszedł.

Usiadłam na kanapie w salonie i zaczęłam rozglądać się dookoła. Mieszkanie było skromne, jednak bardzo przytulne. Miało ten swój klimat, który tak bardzo cenię w mieszkaniach.
-Napijesz się czegoś? - zapytał męski głos, a ja od razu spojrzałam w kierunku, z którego dochodził. Moim oczom ukazał się wysoki mężczyzna o długich rudych włosach. Posłał mi uśmiech i czekał na moją odpowiedź.
-Chętnie - odpowiedziałam, a chłopak po chwili zniknął z pomieszczenia. Czyżby to był ten Ivan, za którym Payne tak bardzo nie przepada? Jestem ciekawa co takiego się wydarzyło, że nie chce, abym przebywała z nim w jednym domu. Dzisiaj będę miała okazję, to zapytam.

Niedługo po tym zjawił się chłopak z dwoma parującymi kubkami herbaty. Postawił je przede mną na niewielkim, drewnianym stoliczku. Podziękowałam i wzięłam gorący kubek do dłoni.
-Jestem Ivan, miło mi cię poznać - powiedział rudzielec z rosyjskim akcentem. Tak myślałam, że musi pochodzić z tamtych stron, bo jego charakterystyczna uroda na to wskazywała.
-Rose, mi ciebie również - odpowiedziałam i uścisnęłam jego dłoń.
-Siostrzenica Marthy, tak? - zapytał, a ja w odpowiedzi pokiwałam głową.

Bardzo miło gadało mi się z Ivanem. Nim się obejrzałam był już wieczór, co oznaczało, że Liam powinien niedługo wrócić. Dowiedziałam się wielu ciekawych rzeczy na temat Ivana, jednak gdy rozmowa schodziła na temat Payne'a, to od razu starał się zmienić temat. Najwyraźniej musi być coś na rzeczy, skoro tak reagował. Nasza rozmowa przeniosła się na zewnątrz. Siedziałam na drewnianej huśtawce, patrząc na mojego rozmówcę, który siedział obok mnie. Ręka chłopaka powędrowała na mój policzek. Speszona odsunęłam się do tyłu. Ivan przysunął się, ale nagle czyjaś dłoń zacisnęła się na jego szyi.
-Jeszcze raz ją dotknij, a pożegnasz się ze swoim, nędznym życiem - warknął dobrze znany mi głos.
-Nic nie możesz mi zrobić - zaśmiał się chłopak. Liam mocno go odepchnął, a ja wstałam i podeszłam do niego. Pociągnął mnie za ramię i odszedł ze mną za dom.
-W tym przypadku wracasz do mieszkania, bo z nim w jednym domu na pewno nie będziesz przebywać - oznajmił i wszedł do domu. Po chwili zjawił się z moją torbą i Marthą.
-Trzymaj się Rose. W razie problemów z plecami zgłoś się do mnie. Podziękowałam jej za wszystko, pożegnałam się i wsiadłam do samochodu szatyna. Nie rozumiem, w jakim celu przywoził mnie tutaj?
Jechaliśmy w ciszy, do czasu, gdy Li nie zaczął swojego przesłuchania.
-Dobierał się do ciebie wcześniej? Mówił ci coś o mnie? - zapytał, a ja zaprzeczyłam. Pokiwał głową ze zrozumieniem.
-Co z Cass? - zapytałam.
-Wczoraj do twojego mieszkania przyszedł jakiś facet i zaczął ją przepraszać. Siedział z nią akurat Horan i wyrzucił go za drzwi. Twoja siostra się wkurzyła i dostał od niej. Nie wiem kto to był, ale wiem, że było ciekawie - powiedział i uśmiechnął się na myśl o wczorajszym zdarzeniu. To zapewne Michael. Tak myślałam, że zrozumie to i wróci do niej. Dzisiaj z nią porozmawiam. Liczę na to, że będzie dobrze.
-Jej narzeczony. Mieli ostatnio ciężko, więc siostra zatrzymała się u mnie na jakiś czas - oznajmiłam.
-Lepiej, żeby wróciła do siebie, bo wplątałaś się w takie gówno, że lepiej, aby twoja siostra była w bezpiecznym miejscu i na pewno z dala od ciebie.
-Pogadam z nią dzisiaj - powiedziałam. Bardzo pocieszył mnie swoim stwierdzeniem, że wpakowałam się w gówno. Ciekawe czyja to zasługa…

Niedługo po tym, byliśmy już w moim mieszkaniu. W środku była tylko moja siostra. Nie było nikogo poza nią. Przywitałam się z nią, a Liam rozglądał się po mieszkaniu. Gdy uznał, że wszystko jest okej poprosił mnie na stronę.

Poszliśmy na górę, do mojego pokoju. Po zamknięciu drzwi chłopak od razu złączył moje usta ze swoimi. Pogłębiał pocałunki, a jego dłonie wędrowały po moim ciele. Położył mnie na łóżku i ściągnął swoją koszulkę. Jego pocałunki zostawiały mokre ślady na mojej szyi. Zamknęłam oczy, a Liam zaczął robić malinkę na mojej szyi. Zauważył, że podoba mi się to, więc uniósł moją koszulkę i całował mój brzuch. Oderwał się od mojego ciała i zawisł nade mną. Zostawił długi pocałunek na moich wargach, wstał i założył koszulkę.
-Będę tęsknić - mruknął i uśmiechnął się szeroko. Wstałam i przytuliłam się do niego. Objął mnie, a ja odpłynęłam. Pierwszy raz od dawna czułam się tak dobrze.
-Nie musisz się martwić, że Cracker znowu zacznie coś kombinować. Jesteś bezpieczna - powiedział i wyswobodził się z mojego uścisku.

Wyszedł z mieszkania, a ja postanowiłam porozmawiać z siostrą. Usiadłam w salonie na przeciwko jej.
-Co się wczoraj działo? - zapytałam i patrzyłam na nią wyczekująco.
-Michael mnie jakimś cudem znalazł i przepraszał za wszystko. Powiedziałam, że wszystko przemyślę i odezwę się do niego - odpowiedziała. Szczerze mówiąc, lepiej byłoby, żeby Cass wróciła do siebie, bo wolę nie narażać jej na niebezpieczeństwo. Sytuacja z Crackerem była naprawdę nieprzyjemna, więc lepiej, żeby moja ciężarna siostra była bezpieczna.
-Moim zdaniem powinnaś do niego wrócić. Przemyślał to, zrozumiał, że cię kocha i chce zostać ojcem - oznajmiłam.
-Wiesz... Chyba masz rację. Zadzwonię do niego i pogadam na spokojnie - odparła, wzięła telefon i wyszła z salonu.

Poszłam do kuchni, otworzyłam lodówkę, która była pusta. Ech, trzeba zrobić zakupy. Jednak dzisiaj zamówię pizzę, bo nie chce mi się ruszać z domu. Zadzwoniłam pod pierwszy, lepszy znaleziony numer w internecie i czekałam niecierpliwe na dostawcę. Sprawdziłam lokalizację tej pizzerii. Była niedaleko mnie. Tyle dobrego, bo mój brzuch zaczął już się odzywać.

Kilkanaście minut później usłyszałam dzwonek do drzwi. Otworzyłam bez wahania, a moim oczom ukazał się dostawca od pizzy. Mój żołądek podskoczył uradowany. Zapłaciłam mężczyźnie, zamknęłam drzwi, a pudełko położyłam na stole w salonie. Weszłam po schodach, zapukałam do pokoju siostry i uchyliłam drzwi.
-Jest pizza, więc zjedz póki ciepła - powiedziałam i wróciłam na dół. Dorwałam się do opakowania i od razu wzięłam się za jedzenie. Napełniłam swój brzuch połową placka, wtedy pojawiła się siostra, która chętnie się poczęstowała.
-Mów co i jak - powiedziałam i wytarłam swoje ubrudzone w ketchupie usta. Przełknęła ostatni kęs i zaczęła opowiadać.
-Dogadaliśmy się. Jutro Michael przyjedzie po mnie - odpowiedziała, a ja ucieszyłam się na tą wiadomość, ponieważ będę wiedziała, że dziewczyna jest bezpieczna i co najważniejsze  - z dala ode mnie.

Reszta wieczoru minęła bardzo przyjemnie. Położyłam się wcześniej spać, ponieważ dzisiejszy dzień mnie zmęczył, a obolałe plecy cały czas dokuczały. Jednak po wizycie u Marthy czułam się lepiej.

            Przetarłam oczy i sięgnęłam do telefonu, który leżał zawsze obok łóżka, na szafce nocnej. Spojrzałam na ekran. Dwanaście nieodebranych połączeń. Coś czuję, że będę miała problemy. Wzięłam głęboki oddech i oddzwoniłam na numer, który do mnie dzwonił.