czwartek, 15 października 2015

Rozdział 5

Otworzyłam oczy. Leżałam na łące, która była pokryta kwiatami. Wstałam i ruszyłam w kierunku niewielkiego jeziorka. Po prawej stronie zbiornika stał Liam, a po lewej James. Nie wiem czego, ale Liamowi miałam ochotę wbić nóż w serce, który znajdował się w mojej dłoni?! Skąd on się tam wziął. Głos w mojej głowie mówił: Zrób to. Przecież tego pragniesz. Prawda? Nie, ja nie mogłam. Nagle postacie wyciągnęły broń i równocześnie strzelili w kierunku swojego przeciwnika. Obydwaj dostali w brzuch i po chwili upadli na zieloną trawę. Pomóż Jamesowi, bo cóż może Ci zaoferować ten kretyn Liam? Ruszyłam w kierunku Payne'a. Uklękłam przy nim i złapałam mocno za ramię.
-Liam...dlaczego mi to robisz? Proszę...Nie umieraj! - krzyczałam i zaczęłam trząść jego ramieniem.

Otworzyłam oczy i od razu podniosłam się do pozycji siedzącej. Chłopak siedział obok.
-Rose, ja nie umieram. Jestem tutaj - zaśmiał się i przyciągnął mnie do siebie. Czyli, że on wszystko słyszał? Znowu gadałam przez sen. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał 5:30.
-Prześpij się jeszcze - oznajmił i położył się na łóżku. Położyłam głowę na jego nagiej klatce piersiowej i zamknęłam oczy.

Obudziłam się przed dziesiątą. Liam rozłożył się na całe łóżko, tak że mi pozostał tylko skrawek. Podniosłam się i tradycyjnie udałam się do łazienki. W kuchni przygotowałam śniadanie dla trzech osób. Były to omlety ze świeżymi warzywami. Po chwili w pomieszczeniu pojawiła się moja siostra.
-Jak się spało? - zapytałam i postawiłam na stole talerze ze śniadaniem.
-Dobrze, dzięki - odpowiedziała i siadła do stołu. Nie słyszała mnie, kiedy się darłam? Musiała twardo spać. 

Po chwili w kuchni pojawił się chłopak, w samych dresach. Tak, pochwal się swoją klatą! Gdy Cass zjadła swoją porcję, podziękowała i wyszła z pomieszczenia. Wstałam, zebrałam brudne naczynia i wzięłam się za ich zmywanie. Po chwili poczułam czyjeś dłonie na biodrach. Chłopak objął mnie mocniej i przycisnął mój tyłek do swojego krocza. Starałam się to ignorować, ale kiedy jego ręce zaczęły błądzić po moim brzuchu, nie wytrzymałam. Zakręciłam kran, wytarłam dłonie i odwróciłam się w jego stronę. Położyłam dłonie na jego torsie, aby go odepchnąć, ale chłopak złapał je i założył sobie na kark. Jego usta zetknęły się z moimi. Nie byłam w stanie nie odwzajemnić jego pocałunku. Nie wiem, jak on to robił, ale po prostu nie potrafiłam. Złapał mnie za uda i posadził na blacie. Jego dłonie zaczęły przesuwać się po moich udach.
-Rose, mogłabyś...oooj przepraszam... - Kiedy usłyszałam głos mojej siostry, Liam oderwał się od moich ust.
-Nic nie szkodzi - powiedział, a moja siostra po chwili zniknęła.
-Nie mogę się doczekać, kiedy będę w tobie - mruknął.
-I się nie doczekasz - odpowiedziałam, zeskoczyłam z blatu i ruszyłam do pokoju siostry, aby zapytać, co ode mnie chciała.
-Przepraszam za niego - oznajmiłam.
-Nie ma za co. Już znalazłam to, czego szukałam - powiedziała uśmiechnięta.
-Dobra, jak będziesz czegoś potrzebować to śmiało mów - powiedziałam i wyszłam z pomieszczenia.

Po przebraniu się, usiadłam na kanapie i włączyłam telewizor. Muszę wyciągnąć gdzieś Cassie. Nie może przecież cały czas siedzieć w pokoju. Trzeba zapewnić jej trochę rozrywki. Tylko jakiej?
-Wychodzisz gdzieś wieczorem? - zapytał chłopak, który pojawił się znikąd.
-Do klubu - odpowiedziałam.
-Zadzwonię i powiem, że dzisiaj nie przyjdziesz, bo mam sprawę do załatwienia. Nie będę miał czasu, żeby cię pilnować - powiedział.
-Przypominam ci, że mam dwadzieścia jeden lat i nie potrzebuję już niańki. Zrobię co zechcę - warknęłam i stanęłam na przeciwko Liama.
-Ty nawet nie wiesz, jak działasz na mężczyzn, jak działasz na mnie... - mruknął i nadgryzł płatek mojego ucha.
-Nie zatrzymasz mnie...

Odepchnęłam od siebie chłopaka i podążyłam do pokoju blondynki. Siedziała na łóżku z laptopem na kolanach. Usiadłam obok niej, a ona odłożyła sprzęt na bok.
-Jedziemy na zakupy? - zapytałam.
-Wiesz...w sumie, czego nie? - zaśmiała się i podniosła do góry.
-Daj mi dziesięć minut - powiedziałam i wyszłam z jej pokoju.

Nałożyłam krótkie szorty z wysokim stanem i krótką, luźną koszulkę. Mimo, że dopiero był początek czerwca, to pogoda bardzo dopisywała.
-Gdzie idziesz? - zapytał chłopak.
-Idziemy na zakupy - odpowiedziałam.
-Kiedy wrócisz?
-Co to za przesłuchanie?! - warknęłam oburzona.
-Zadałem ci pytanie - odparł stanowczo.
-Nie wiem

Wyminęłam chłopaka i wyszłam razem z siostrą z domu. Miałam nawet blisko do galerii, więc poszłyśmy piechotą.

Po trzydziestu minutach byłyśmy na miejscu. Na początku poszłyśmy do dziecięcego sklepu, aby kupić coś dla małej. Szczerze to jestem bardzo szczęśliwa, że będę miała siostrzenicę. Kupiłam jej kilka kolorowych ubranek oraz zabawki. Potem zajęłyśmy się sobą. Kupiłyśmy sobie parę rzeczy, a następnie usiadłyśmy w Starbucksie. I tak nam zleciały całe zakupy, pomijając to, że siostra co dwadzieścia minut chodziła do łazienki, co jest zrozumiałe.
-Rozmawiałam wcześniej z Michaelem i uzgodniliśmy, żebyś ty została chrzestną. Zgadzasz się? - zapytała.
-Jeszcze się pytasz? Oczywiście, że tak! - powiedziałam uradowana. Nie wierzę, że będę matką chrzestną!
-Kiedy masz termin? - zapytałam.
-Czwartego sierpnia - odpowiedziała. Spojrzałam w prawo i ujrzałam znajomą twarz. Kiedy chłopak zdał sobie sprawę, że go zauważyłam, to nałożył okulary i zakrył się gazetą.
-Zaczekaj momencik - oznajmiłam siostrze i podeszłam do stolika, przy którym siedział blondyn.
-Niall, co ty tu do cholery robisz?! Niech zgadnę, Liam! - syknęłam, a on odłożył gazetę.
-Nie. Nie mogę wypić kawy i przeczytać gazety? - zapytał pretensjonalnie.
-W okularach przeciwsłonecznych?! Nie jestem taka głupia, jak ci się wydaje. Tam siedzi Harry, tak? - zapytałam, patrząc na chłopaka o kręconych włosach, który odwrócił się, kiedy usłyszał swoje imię.
-Tak...tylko nie mów Liamowi, błagam... - powiedział i złożył ręce, jak do modlitwy.
-Szpiedzy to z was marni. Nie zrobię tego, ale ma to być ostatni raz, bo na pewno nie jest to pierwszy - oznajmiłam i wróciłam do siostry.
-Kto to był? - zapytała Cassie.
-Stary znajomy - odpowiedziałam, patrząc jak bierze Harry'ego i wychodzi. 

Wypiłyśmy kawę i spokojnie ruszyłyśmy w kierunku mieszkania. Wróciłyśmy po trzeciej. Przebrałam się i poszłam do kuchni. Zastałam tam Liama, który...gotował?!
-Co robisz? - zapytałam.
-Obiad. Nie widać?

Jestem ciekawa skąd wiedział, o której godzinie będziemy w domu... To było do przewidzenia, że Niall nie odpuścił i dalej mnie śledził. Przecież Payne nie zniósłby tego, gdyby ktoś mnie dotknął.
-Jakiś chłopak był i zostawił to - powiedział i wręczył mi kartkę. Jest to kontrakt jeździecki! Mam dwa tygodnie na odpowiedź. Uzupełnię go później, na spokojnie. Dzisiaj mam jeszcze misję do wykonania. Do klubu mam na dziesiątą, więc powinnam się wyrobić, jeśli wszystko pójdzie zgodnie z moim planem.

Chłopak nałożył każdemu porcję i postawił na stole. Usiedliśmy wszyscy i zaczęliśmy jeść. Panowała cisza. Cholerna cisza, której tak nienawidzę.

Kiedy wszyscy zjedli, zebrałam talerze i sztućce, a następnie włożyłam je do zmywarki. Cass podziękowała i wróciła do swojego pokoju.
-Zostajesz dzisiaj w domu. Nie idziesz do żadnego klubu - powiedział stanowczo Liam, gdy wychodziłam z kuchni.
-Nie będziesz mi mówił co mam robić, mieszkanie się same nie opłaci - odpowiedziałam i ruszyłam przed siebie, ale chłopak złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął do siebie. W lewej ręce uwięził moje nadgarstki, a prawą złapał mnie za tyłek. Burknęłam niezadowolona i próbowałam się wyrwać, ale na próżno. Po co ja to w ogóle robię? Przecież on jest za silny. Nie mam szans z nim. Jego prawa ręka podniosła mój podbródek, a jego wargi złączyły się z moimi. Zamknęłam oczy i skupiłam się tylko na pocałunku. Nawet nie wiem, kiedy uwolnił moje ręce, które od razu przeniosłam na jego kark. Pogłębił pocałunek i posadził mnie na blacie. Po chwili przypomniało mi się wydarzenie z dzisiejszego poranka. Szybko oprzytomniałam, odepchnęłam od siebie Liama i dotknęłam stopami paneli.
-Kochanie, zostajesz dzisiaj w mieszkaniu - oznajmił, zanim wyszłam z pomieszczenia.

Sprzątnęłam w pokoju, bo zrobił się mały bałagan od...sama nie wiem od czego. Potem położyłam się na łóżku i zamknęłam oczy. Jestem ciekawa, czy to chodzi o tego Bakera. Często się zdarza, że dopiero przyszłość pokazuje nam, ile co było warte. James był kiedyś dla mnie wartościowy, a teraz? Teraz tylko wspominanie go, sprawia ból. Wiem, że czas nie leczy ran, on je tylko zabliźnia, a ślad pozostaje do końca. Dlaczego ja w ogóle mam ochotę sprawdzić, gdzie Payne się wybiera? Sama nie wiem. Jestem zbyt ciekawa, żeby tego nie sprawdzić. Wiem, że nie powinnam, ale to mi nie da spokoju. A co do dzisiejszego urlopu, to może zostanie w domu i spędzenie trochę czasu z siostrą to najlepsze rozwiązanie?



 

Witam Was Kochani moi.

Dziękuję Wam za 1,200 wyświetleń, mimo, że dawno nie dodałam żadnego rozdziału. Mam nadzieję, że rozdział się spodoba i pojawi się chociaż z jeden komentarz. I przypominam, że rozdziały będą dodawane nieregularnie z powodu braku weny. Z góry dziękuję za cierpliwość i do następnego :)

 

wtorek, 21 lipca 2015

Rozdział 4

Stał przede mną i czekał na wyjaśnienia. Rosalio Larsson musisz przestać wspominać chłopaka, który nie był ciebie wart. Daj sobie z nim już spokój, nie rozdrapuj starych ran.
-Przepraszam... Słabo mi się zrobiło i musiałam zaczerpnąć powietrza - oznajmiłam. Otarłam łzy i chciałam wrócić do klubu, ale chłopak mnie zatrzymał. Nie uwierzył mi.
-Im dłużej coś w sobie tłumisz, z tym większą siłą to kiedyś wybuchnie.
Po co mam cokolwiek mu mówić? Facet chodzi z bronią, mieszka w willi, ma masę pieniędzy, a ja mam mu mówić o swojej dawnej miłości?
-No wyżal się, proszę bardzo. 
Jego słowa nie zabrzmiały ani trochę zachęcająco, ja wyczułam w tym krztę sarkazmu. Stałam jak kołek i patrzyłam się na chłopaka, nie wiedząc, czy mam coś mówić, czy lepiej się nie odzywać i wrócić do środka. W końcu nie wytrzymałam i powiedziałam mu o wszystkim.
-Muszę wracać z powrotem - powiedziałam i ruszyłam w stronę budynku.
-Stój! Nie musisz, już wszystko załatwiłem, odwiozę cię do domu! - krzyknął, a ja się zatrzymałam. Po chwili poczułam uścisk na ramieniu. Chłopak pociągnął mnie za rękę i zaprowadził do auta. Nie protestowałam. Otworzył mi drzwi od strony pasażera, a ja zajęłam miejsce. 
    Liam jechał przepisowo, co mnie zaskoczyło. Po niedługim czasie dotarliśmy do mojego mieszkania. Pierwsza wysiadłam z samochodu i ruszyłam w stronę budynku. Wbiegłam po schodach, stanęłam przed drzwiami i sięgnęłam do tylnej kieszeni w poszukiwaniu kluczy, których tam nie było. Zirytowana pociągnęłam za klamkę, drzwi od razu się otworzyły. Przerażona weszłam do środka, zamknęłam drzwi i chciałam zapalić światło, ale ktoś przycisnął mnie do ściany. Mój wzrok nie zdążył przyzwyczaić się do ciemności, więc nie widziałam nawet zarysu postaci. Nagle moje usta zostały złączone z innymi. Payne. Poznałam po smaku, tylko jego usta smakowały miętą i były tak delikatne. Odwzajemniłam pocałunek. Dotknęłam jego brzucha, na którym nie było koszulki. Nie odrywając się ode mnie, zaczął mnie prowadzić do pokoju. Jakimś cudem zdążył już opanować rozmieszczenie rzeczy w domu, skoro nie natrafił na żadną przeszkodę. Po chwili moje nogi nie dotykały już podłoża. Trzymał mnie w ramionach i wchodził po schodach. Zrobił jeszcze kilka kroków i położył mnie na łóżku. Chwycił moją koszulkę i zaczął ją podwijać. Co to to nie! Odepchnęłam go od siebie i stanęłam na równe nogi.
-Nie powinieneś wracać do domu ? - zapytałam.
-Najpierw muszę coś załatwić, tutaj... - wstał i mruknął mi do ucha. Zignorowałam wypowiedziane przez niego zdanie i wyszłam z pokoju. Zamknęłam się w łazience, może tych drzwi mi nie wyciągnie z zawiasów. 
    Po przebraniu się postanowiłam pójść spać do salonu. Rozłożyłam się na kanapie i przykryłam kocem. Długo nie mogłam zasnąć, bo słyszałam, jak chłopak robi coś na górze. Nie miałam nawet siły psychicznej, żeby zobaczyć, co on tam wymyślił.
    Rano obudziłam się w swoim łóżku, w objęciach chłopaka. Nie przypominam sobie, żebym w nocy wróciła do łóżka. Nie miałam ochoty na jakąkolwiek kłótnię z chłopakiem, więc wyswobodziłam się z objęć i ruszyłam do łazienki. Nałożyłam stare szorty i luźną koszulkę. Włosy związałam w koka i zeszłam do kuchni. Wypiłam herbatę i wzięłam się za sprzątanie. 
    Pozmywałam wszędzie podłogi i pościerałam kurze. Teraz został mi tylko mój pokój. Po cichu weszłam po schodach i ruszyłam do pokoju. Liam rozmawiał przez telefon.
-Jutro o ósmej...fabryka szkła...Baker...
Baker, Baker, Baker.... Mam nadzieję, że to nie James. Otworzyłam drzwi i weszłam do pomieszczenia. Payne leżał bez koszulki na moim łóżku i lustrował każdy mój ruch. Na początku wzięłam się na ścieranie kurzy. Usłyszałam, jak chłopak wstaje z łóżka i idzie w moją stronę. Po chwili jego ręka znalazła się na moim tyłku i mocno go ścisnęła.
-Ładny masz tyłek... - mruknął mi do ucha, a ja od razu się odwróciłam. Spojrzałam na jego idealnie wyrzeźbioną klatę.
-Ubrałbyś się - oznajmiłam i powróciłam do poprzedniej czynności. Szatyn objął mnie wokół bioder i stał tak. Nie przerwałam swojej czynności. Nagle z półki zleciało mi pudełeczko. Od razu się po nie schyliłam. To był błąd. Wypięłam tyłek centralnie w krocze Payne'a. Ten tylko mocniej przycisnął mnie do siebie. Odepchnęłam się od niego i stanęłam przy przeciwległej ścianie.
-J-ja.. ja n-nie... - zaczęłam się jąkać i moja twarz zapewne przybrała purpurowy odcień.
-Nie mogłaś tak od razu? - zapytał łobuzersko.
-To był przypadek, ja nie... - Nie wiedziałam co powiedzieć.
-Później mi się będziesz tłumaczyć - oznajmił i puścił mi perskie oko. Wziął swój telefon i wyszedł z mieszkania.
    Po skończonym sprzątaniu, zrobiłam sałatkę na szybko, którą od razu skonsumowałam. Nagle ktoś z hukiem wparował do mojego mieszkania. Wstałam i poszłam w kierunku drzwi wejściowych. Liam rzucił skórzaną kurtkę na wieszak i wyminął mnie bez słowa. Miał rozciętą wargę, z której sączyła się krew. Zabrałam z łazienki gazik, który namoczyłam wodą utlenioną i podeszłam do chłopaka, który stał w kuchni. Złapałam go za rękę, a ten odwrócił się w moim kierunku. Wspięłam się na palce i delikatnie przetarłam ranę. Jak widać to on też może dostać od kogoś w mordę, a nie tylko ktoś od niego.
-Co się stało? - zapytałam.
-Nie twój interes! - warknął i odepchnął mnie od siebie. Wyrzuciłam gazik i usiadłam na kanapie. Ignorowałam przekleństwa chłopaka, które wypowiadał z nieznanego mi powodu.
    Gdy byliśmy w drodze na lotnisko, mój wzrok obserwował krajobrazy za oknem. Przez całą drogę żadne z nas się nie odezwało. Kiedy chłopak zaparkował wysiadłam z samochodu i oparłam się o jego maskę. Nie wytrzymałabym dłużej w jego towarzystwie.
    Po dwudziestu minutach zobaczyłam dziewczynę, która zmierzała w moim kierunku. Ciągnęła za sobą niewielką, czarną walizkę. Ruszyłam w jej kierunku, a kiedy byłam blisko podbiegłam i rzuciłam się jej na szyję. Odwzajemniła uścisk, ale coś mi nie pasowało. Oderwałam się od niej i spojrzałam na jej brzuch. Otworzyłam buzię ze zdziwienia.
-Później o tym pogadamy - oznajmiła.
-Jak ci minęła podróż? - zapytałam.
-Dobrze, a tobie jak się układa? Widzę, że znalazłaś chłopaka.
Chciałam zaprzeczyć, ale "mój chłopak" mnie uprzedził.
-Liam. Miała szczęście, że mnie spotkała - powiedział dumnie i wyciągnął rękę w jej stronę. Szczęście? Polemizowałabym…
-Cassie - odpowiedziała i ujęła jego dłoń. Kilka dni temu rozmawiałam z nią przez telefon i mówiłam, że nie mam chłopaka. Nie chcę, żeby myślała, że ją okłamuję.
    W drodze powrotnej blondynka opowiadała o rzeczach, jakie działy się w jej życiu, pomijając ciążę i Michaela. Czyżby ją zostawił? To jest mało prawdopodobne. Podczas naszego ostatniego spotkania mówił, że ją bardzo kocha i chce się jej oświadczyć. 
    Wracając do Payne'a, to muszę z nim poważnie pogadać. Ja prosiłam go jedynie o to, aby pojechał po moją siostrę, a nie o "bycie" moim chłopakiem.
Wieczorem poszłam z Cassie na spacer.
-Co się stało? - zapytałam.
-Jestem w siódmym miesiącu. Michael mnie zostawił, bo uznał, że zmarnuje sobie życie z dzieckiem - powiedziała. Przytuliłam ją, bo wiedziałam, że zaraz się rozklei.
-Przemyśli wszystko i wróci do ciebie. Musi wziąć odpowiedzialność za swoje czyny - oznajmiłam. Starałam się ją jakoś pocieszyć, ale nie wiedziałam, jakich użyć słów.  Opowiadałyśmy sobie również, co ciekawego wydarzyło się w naszym życiu do tej pory. Pominęłam wszystkie wydarzenia z Liamem. Nie powiem jej, że mierzył do mnie z broni. Wyciągnęłam telefon z kieszeni, aby sprawdzić, która godzina, ale ujrzałam również piętnaście nieodebranych połączeń. Niechętnie oddzwoniłam do chłopaka. Kiedy odebrał pierwszą rzeczą był ochrzan, że nie odbieram telefonu, a następnie pytania dotyczące naszego powrotu.
    Gdy się rozłączyłam oznajmiłam siostrze, że musimy już wracać, bo "mój chłopak" się martwi. Po powrocie do mieszkania zastałam tam jeszcze jednego gościa. Był nim Louis, jeżeli się nie mylę. Zaprowadziłam blondynkę do "jej pokoju", a następnie poszłam do kuchni, do chłopaków.
-Cześć - burknął Louis.
-Hej - odpowiedziałam równie obojętnie.
-Jak do ciebie dzwonię to masz odbierać! - warknął Liam.
-Dobrze, przepraszam - mruknęłam cicho.
-A teraz jeżeli możesz to wyjdź, bo mamy sprawę z Lou do załatwienia - powiedział i odgonił mnie ruchem ręki. Westchnęłam zrezygnowana i wyszłam z pomieszczenia. Wstąpiłam jeszcze do pokoju Cassie.
-Idziesz już spać? - zapytałam, gdy zauważyłam, że dziewczyna kładzie się już do łóżka.
-Tak, a co?
-Nie nic, odpoczywaj. Dobranoc - powiedziałam i wyszłam z pokoju.
    Wzięłam prysznic, nałożyłam piżamy i położyłam się do łóżka. Po chwili usłyszałam lekkie trzaśnięcie drzwiami wejściowymi i kroki na klatce schodowej. W pokoju pojawił się Payne w samych bokserkach. Z jego ust nie znikał szczeniacki uśmieszek. Podziwiałam jego idealnie wyrzeźbione mięśnie do czasu, aż zostałam przyłapana. Odwróciłam się na drugi bok, aby chłopak nie zauważył moich zarumienionych policzków. Liam położył się obok i przyciągnął mnie do siebie. Nagle przekręcił mnie na plecy, podniósł moją koszulkę i zaczął składać pocałunki na moim brzuchu. Protestowałam, ale on udawał, że nie słyszy. Nie mogłam krzyknąć, bo za ścianą znajdowała się moja siostra.
-Moja siostra jest za ścianą - jęknęłam.
-Niech słyszy, jaki dobry w łóżku jestem - mruknął zadowolony. Podniósł trochę wyżej koszulkę, tak że było mi widać skrawek piersi.
-Zostaw mnie! Nie prześpię się z tobą! - odparłam głośniej i z całej siły starałam się odepchnąć od siebie mężczyznę. Niestety moje próby nie dały rezultatów. Na moim ciele nie było już koszulki. Wpił się w moją szyję i powoli schodził coraz niżej. Do moich oczu napłynęły łzy. To mnie przerastało. Ja nie mogłam tego zrobić, nie teraz, nie z nim.
-L-Liam proszę... - załkałam łamiącym się głosem, a do niego w końcu coś dotarło. Oderwał się od mojego ciała i spojrzał mi w oczy. Jego wzrok mnie palił. Wiem, że jest nieźle wkurwiony, ale jeżeli chce mieć dziewczynę, która będzie mu dawać dupy, kiedy tego zapragnie, to niech szuka gdzie indziej. Stanął na równe nogi i wyciągnął coś z kieszeni jeansów. Chwyciłam koszulkę, która wylądowała wcześniej obok łóżka i narzuciłam ją na siebie. W ręku chłopaka dostrzegłam paczuszkę papierosów i zapalniczkę, z którą wyszedł na balkon. Podmuch wiatru rozwiał zasłonę, a po chwili w pokoju było czuć dym papierosowy. Wstałam i udałam się do łazienki. Tam przemyłam twarz zimną wodą i wróciłam do pokoju. Blondyn leżał już na łóżku. Położyłam się na drugim końcu łóżka, ale gdy powoli zasypiałam, Liam przytulił mnie do siebie. Moje serce się wtedy uspokoiło i spokojnie zasnęłam.

 

niedziela, 5 kwietnia 2015

Rozdział 3

Odebrałam i umówiłam się na spotkanie. Doczołgałam się do pokoju, który znajdował się piętro wyżej. Nie miałam ochoty wychodzić, ale temu chłopakowi nie da się odmówić.                  
    Nałożyłam długie jeansy oraz luźną bluzę. Zrobiłam również lekki makijaż i wyszłam w umówione miejsce. Punktualnie spotkaliśmy się na miejscu. Usiedliśmy w małej kawiarence, aby na spokojnie porozmawiać. Dowiedziałam się dwóch wiadomości: dobrej i złej. Dobra jest taka, że Teo zagra dziś w klubie, w którym pracuję. Złą wiadomością jest to, że w piątek wyjeżdża w kolejną trasę koncertową.
 
     
Do domu wróciłam po czwartej. Do pracy mam dopiero na dziewiątą. Włączyłam pierwszy lepszy film. Gdy skończyłam oglądać ekranizację, ktoś zapukał do drzwi. Ludzie, ja mam dzwonek. Dlaczego wszyscy pukacie? Nikki. A któż by inny mógł przyjść?
-Będziesz dzisiaj w klubie? - zapytała, rozglądając się po salonie. Nie, rzucam tę pracę w cholerę!
-Tak -  odpowiedziałam.
-Pogadaj z szefem, może pozwoli ci się wyrwać wcześniej, to byśmy się napiły - oznajmiła zachęcająco.
-Jakoś dzisiaj nie mam ochoty. Co powiesz na czwartek?
 Zniechęciłam się do imprezowania, bo raz tak zatankowałam, że następnego dnia, obudziłam się w lesie. Z tego co się dowiedziałam, to to, że wracałam na piechotę do domu, bo nie dałam się nikomu odwieźć. Najlepszą rzeczą w tym było to, że ten las był oddalony od mojego domu o piętnaście kilometrów. Zawsze wolałam wracać spacerkiem.
-Nie ma sprawy - odpowiedziała. Po chwili spojrzała na wibrujący telefon.
-Przepraszam, ale muszę lecieć.
Przytuliła mnie na pożegnanie i wyszła. Od tej dziewczyny bije takie przyjemne ciepło, że chce się aż przebywać w jej towarzystwie.
    W pracy byłam pięć minut przed czasem. Nałożyłam fartuch z logo klubu i stanęłam za ladą. Jak na razie było z dziesięć osób. Nikt nic nie zamawiał, więc wzięłam się za czyszczenie ściereczką kieliszków i szklanek. Zastanawiałam się cały czas nad tym, czy pogadać z szefem o tym wolnym. Kurde, trochę głupio już drugiego dnia pracy prosić. Dobra, zrobię to dla blondynki i pójdę.
-Justin zastąpisz mnie na moment? - zapytałam, podchodząc blondyna.
-Nie ma problemu - odpowiedział i obdarował mnie anielskim uśmiechem.
    Stanęłam pod odpowiednimi drzwiami i już miałam zapukać, ale drzwi same się przede mną otworzyły. Niepewnie ruszyłam do środka. Biuro wyglądało, jak biuro. Nic zaskakującego. Przy nim siedział przystojny szatyn. Miał coś po czterdziestce, ale urodę miał nieziemską. Był podobny to tego, jak mu tam... Zayn'a? 
-Witaj Rose, co cię do mnie sprowadza?
-Chciałam zapytać...raczej poprosić... czy mógłby mi szef dać jutro wolne? - zapytałam nieśmiało.
Gdzie się podziała ta odważna dziewczyna, która niczego się nie boi. 
-Właśnie, zapomniałem ci powiedzieć o najważniejszym. W ciągu tygodnia musisz odrobić cztery dni, a trzy masz wolne. Tylko daj znać wcześniej, kiedy cię nie będzie.
Jeszcze pierdzielił mi, kiedy mam wzywać ochroniarza, co jest zabronione, a co nie takie tam.
-...byłabyś zainteresowana tańcem na rurze, bo widzę, że masz predyspozycje?
To zdanie mój mózg odtworzył chyba z pięć razy, jak nie więcej.
-Jestem zadowolona z obecnej posady – oznajmiłam i szeroko się uśmiechnłełam. Jeszcze niech mnie zapyta, czy będę robiła za dziwkę.
-Wielka szkoda - mruknął. Uśmiech przerodził się w grymas i szybko wyszłam z pomieszczenia. 
    Kiedy wróciłam za bar, Teo grał już na scenie, wraz ze swoim zespołem. I przybyło ludzi. Nikki skierowała się w moją stronę, a ja już wiedziałam o co chodzi. Powiedziałam jej wszystko, co powiedział mi szef. Podałam jej Martini, a po chwili zniknęła z mojego pola widzenia. Liam oczywiście się pojawił.
-Tęskniłaś kotku? - zapytał łobuzersko.
-Jakżeby inaczej - burknęłam i powróciłam do podawania drinków.
    Teo podziękował za wszystko, miłą atmosferę i miło spędzony czas i skierował się w moją stronę. Wyszłam zza lady i mocno go objęłam. Powiedział, że jak tylko będzie w Londynie to od razu da mi znać. Musiałam się od niego niestety oderwać, bo zaraz zebrałaby się wokół nas grupka gapiów. Będzie mi brakować tego pajaca. Spojrzałam na czarny zegarek, który spoczywał na moim lewym nadgarstku. Jeszcze dwadzieścia minut.
-Zaczekaj na mnie kotku, to cię odwiozę - powiedział Liam i zniknął za drzwiami męskiej toalety. Nic się przecież nie stanie, jak wyjdę trochę wcześniej. Ściągnęłam fartuch i odłożyłam go na półeczkę. Rzuciłam "cześć" do Justina i już mnie nie było.
    Szybko zmierzałam w kierunku mieszkania. Złapałam już klamkę, ale nie pociągnęłam jej, bo rozległ się głośny huk, a coś dosłownie wbiło się w ścianę obok mojej głowy. Dobrze, że ta kulka nie wylądowała w moim ciele. Jeszcze do mnie nikt nie strzelał. Sparaliżowało mnie. Miałam wrażenie, że moje serce, zaraz wyskoczy z klatki piersiowej. Poczułam gorący oddech na karku.
-Mówiłem, żebyś zaczekała... - przemówił przez zaciśnięte zęby, znajomy głos. Miał zamiar mnie odwieść w stanie nietrzeźwym? 
-Jesteś niegrzeczną dziewczynką. Lubię takie - szepnął mi do ucha. Poczułam coś zimnego przy skroni. To była lufa od pistoletu. Zaraz się chyba zesram ze strachu. Rose, opcje! Jak mogę się uwolnić? Nikogo nie było w pobliżu. Gdy nie trzeba to jest od groma ludzi w pobliżu, a kiedy potrzebujesz pomocy to nikt się nie zjawia. Obstawiam, że stoi w lekkim rozkroku. Raz się żyje! Pochyliłam się do przodu, a prawą nogą mocno zamachnęłam się do tyłu. Jęknął. O to chodziło! Odwróciłam się. Liam klęczał i trzymał się na krocze. Kopnęłam broń, która leżała obok niego. Na moje szczęście wpadła do kratki ściekowej. A kto powiedział, że on może nie mieć drugiej przy sobie? Nie zastanawiałam się dłużej nad tym, tylko błyskawicznie wparowałam do mieszkania. 
    Drzwi zamknęłam na wszystkie zamki. Dodatkowo do drzwi przysunęłam komódkę na buty. Pobiegłam do kuchni po patelnię. Stanęłam z nią naprzeciwko drzwi. Stałam tak przez dłuższy czas. Może jednak zrezygnował? Odniosłam moją "broń" na miejsce i poszłam wziąć prysznic.
    Obudziłam się po jedenastej, wstałam i nałożyłam luźny strój. Po śniadaniu rozłożyłam się na kanapie. Długo to nie trwało, bo mój telefon zadzwonił. Dlaczego nie wzięłam go ze sobą? Westchnęłam i pobiegłam na górę. W ostatnim momencie, zdążyłam odebrać. Usłyszałam zapłakany głos mojej siostry. Starałam się ją uspokoić, ale na marne. Poprosiła mnie o to, żeby mogła u mnie pomieszkać przez jakiś czas. Zgodziłam się bez dłuższego namysłu. Jutro o czwartej będzie już na lotnisku w Londynie. Problem w tym, że nie posiadam samochodu. Coś wykombinuję. Między mną, a moją siostrą są tylko trzy lata różnicy. Dwa lata temu wyjechała do Hollywood, do szkoły tanecznej. Odkąd pamiętam, zawsze brałyśmy udział w konkursach tanecznych. Cassie dalej poszła w tym kierunku, a ja skończyłam w tym roku szkołę jeździecką i  nie wiem co teraz zrobić ze swoim życiem. Mimo, że studiowałam zaocznie to, nie wiem, czy nie zrezygnuję, ponieważ posiadanie pierdyliarda niepotrzebnych papierków, nie zawsze da mi dobrą pracę. Może będę instruktorką jazdy konnej? Mam zrobiony kurs. Wezmę kredyt, kupię stajnię, kilka koni, sprzęt i jakoś to się rozwinie. Jeszcze trochę popracuję w tym klubie, a potem będę myśleć dalej.
    Wracając do mojej siostry, to musiało się stać coś naprawdę poważnego. Jest ona najsilniejszą osobą, jaką do tej pory znałam. Zawsze potrafiła znaleźć dobre wyjście. Nigdy nie panikowała. Przecież ma kochającego chłopaka, dobrą pracę, szczęśliwe życie... Po chwili rozległo się pukanie do drzwi. Ktoś jeszcze? Ludzie dajcie mi żyć! Zanim otworzyłam drzwi, musiałam odsunąć komódkę. Brook wparowała podekscytowana do mojego mieszkania.
-Albo miałam jakieś zwidy po tym alkoholu, albo Payne przystawiał ci broń do głowy - zaczęła, gdy znalazłyśmy się w kuchni. Ona to widziała? I nie mogła mi pomóc?!
-Nie miałaś zwidów. Trochę porywczy z niego facet - stwierdziłam. Po minie dziewczyny wywnioskowałam, że za słabo to ujęłam.
-Jeżeli coś ci zrobił, wal śmiało. Mogę ci jakoś pomóc - oznajmiła.
-Nie chodzi o niego. Mogłabym pożyczyć od ciebie samochód jutro na dwie godziny? - zapytałam pełna nadziei.
-Z chęcią bym ci go pożyczyła, ale dwa tygodnie temu ktoś mi go zdemolował i mój kochany Merc poszedł na złom.
Czyli ostatnim punktem wyjścia jest Payne. No to jestem w ciemnej dupie. 
    Zrobiłam gorącą czekoladę i zajęłyśmy się gadaniem. Dowiedziałam się kilku rzeczy o Nikki, a ona o mnie. Blondynka niemal siłą wyciągnęła mnie na zakupy, bo nie chciało mi się iść.
    Chodziłyśmy od galerii, do galerii przez trzy godziny. Nie było nudno, jak myślałam, że będzie. Następnie poszłyśmy do Starbucksa, w którym było pełno ludzi, jak zawsze. Cudem znalazłyśmy wolny stolik.
-Chyba jednak musisz poprosić Liama, aby zawiózł cię jutro na lotnisko. Nie masz innego wyjścia - powiedziała.
-Widziałaś wczoraj całe zdarzenie. Nie dziw się, że boję się trochę go o to zapytać - oznajmiłam. Jak go teraz spotkam to co, będzie do mnie strzelał z karabinu, czy z bazuki? Może rzuci we mnie granatem. Wszystkiego mogę się spodziewać po nim. 
    Do mieszkania dotarłam po siódmej. Dzisiaj nie idę się napić z Nikki, bo jej brat wylądował w szpitalu. Chciałam z nią jechać, ale powiedziała, że to nic poważnego.   Rozpakowałam torby z ubraniami i włożyłam je do szafy. Mam trochę czasu, więc trochę posprzątam. Przebrałam się w dresy i zaczęłam rozpakowywać pudła, które stały w pokoju, w którym miała zamieszkać moja siostra. Nie chciało mi się ich rozpakować od razu po przyjeździe, więc je tam wstawiłam. W tle grała głośna muzyka, przy której o wiele szybciej mi się sprzątało. Ogarnęłam cały pokój. Idealnie. Kiedy robiłam sobie herbatę w kuchni, wyjrzałam przez okno i zobaczyłam zakapturzoną postać, która była ledwo widoczna zza drzewa. Trzymała lornetkę i obserwowała mnie. Kiedy zorientowała się, że patrzę na nią, całkowicie schowała się zza drzewo. Zignorowałam to. Komuś najwyraźniej doskwierał brak zajęcia. Wypiłam herbatę, przekąsiłam na szybko sałatkę i ruszyłam do pokoju, aby się przebrać w coś do klubu. Sąsiadka nie mogła dzisiaj iść się napić, więc pójdę do pracy.    Dzisiaj było o wiele cieplej, więc nałożyłam krótkie jeansowe szorty z wysokim stanem i koszulkę, która odsłaniała mi skrawek brzucha. 
    Narzuciłam na siebie bluzę i wyszłam z mieszkania. Tradycyjnie telefon schowałam do prawej kieszeni spodenek, a klucze do lewej. W klubie nie mogło zabraknąć pana Payne'a. Podszedł do lady. Dobra Rose, weź się w garść! Dasz radę!
-Liam, przepraszam za wczoraj. Przestraszyłam się i... Mam do ciebie prośbę - powiedziałam niepewnie. Mężczyzna nie był w humorze, sądząc po jego minie. Wyglądał jakby chciał wstać i odejść, jak najdalej ode mnie. Spojrzał na mnie wyczekująco.
-Zawiózłbyś mnie jutro na lotnisko? Siostra do mnie przylatuje i chciałam ją odebrać, a nie mam samochodu - wyjaśniłam. Bałam się odpowiedzi.
-O której? - zapytał.
-O czwartej muszę być już na miejscu - odparłam.
-Pod jednym warunkiem.
Nie mam innego wyjścia. Cholera!
-Jakim?
-Zatańczysz ze mną - bąknął i wstał, wyciągając do mnie rękę. Stałam przez chwilę w bezruchu, bo tego to się nie spodziewałam, ale zdecydowałam się i ruszyłam w jego stronę. Gdy stanęliśmy na parkiecie, muzyka zmieniła się na znacznie wolniejszą. Dziewczyny przytuliły się do swoich chłopaków i zaczęły bujać się w rytm muzyki. Nie pozostało mi nic innego jak zrobić to samo. Zarzuciłam ręce na jego szyję, a głowę oparłam o jego klatkę piersiową. Zamknęłam oczy, a do mojej głowy nagle wparował James. 
    Do tej pory pamiętam moment, kiedy mnie zostawił. Był moim chłopakiem, chodziłam z nim przez dwa lata. Tamtego wieczora doszło do takiej kłótni, że nie było mowy o jakichkolwiek powrotach. Zawsze powtarzał mi, że jego życie beze mnie nie ma sensu. Zdradził mnie... Nasze słowa kaleczyły siebie nawzajem. Były tak przepełnione jadem... Otworzyłam oczy, a łzy wylały się z nich potokiem. Oderwałam się od chłopaka i wybiegłam na zewnątrz. Usiadłam na ławce, która znajdowała się przy wyjściu. Nie mogłam pohamować spływających łez. Nie mogłam zapomnieć o wspomnieniach związanych z nim... Jego twarz, za którą szalały wszystkie dziewczyny w szkole. Jego dłonie, które mnie pocieszały, kiedy miałam zły dzień. Jego śmiech, którym potrafił zarazić każdego. Jego oczy, które były przepełnione miłością. Boże, jak ja za nim tęsknię. Po chwili obok mnie pojawił się Liam.