wtorek, 14 października 2014

Rozdział 2

Nie wierzę, to naprawdę on? Zmienił się i wyprzystojniał. Kątem oka zauważyłam Nicka, ale nie przywiązałam zbytnio uwagi do mojego byłego, ponieważ okrążyłam ladę i rzuciłam się na szyję mulata. Zakręcił mnie wokół siebie i postawił na ziemię. Oderwałam się od niego, ale zaraz ponownie przytuliłam. Tyle dni, miesięcy, lat...
Przez tyle lat nie miałam z kim się pośmiać, z kogo pożartować, powygłupiać, przytulić, zapytać o radę, pocieszyć, a nawet pokłócić. Brakowało mi tego wszystkiego i to bardzo. Każdy mi mówił, że przyjaźń między chłopakiem, a dziewczyną nie istnieje. Mówi to ten, który jej wcale nie doświadczył. Z moich oczu zaczęły kapać łzy. Oderwałam się od niego i wytarłam łzy.
-Zmieniłeś się. Wyprzystojniałeś! – powiedziałam i dałam mu kuksańca w bok.
-Dzięki, a ty zrobiłaś się jeszcze śliczniejsza niż byłaś - powiedział. Miło było usłyszeć jego głos i zobaczyć jego uśmiech.
-Nie przesadzaj! Tyle lat. Opowiadaj co ciekawego u ciebie słychać. Masz dziewczynę? - zapytałam, a on zaśmiał się na ostatnie pytanie.
-Zostaję na trochę w Londynie, więc może się spotkamy jutro i pogadamy? - zapytał. Pokiwałam głową i weszłam z powrotem za ladę. Podając trunki, gadałam z Teem, dopóki nie powiedział, że musi już lecieć. Pożegnałam się z nim, powiedział, że zadzwoni. 
            Niedługo potem szef powiadomił mnie, że mogę już wracać. Wzięłam swoje wszystkie manatki i wyszłam z klubu. Była czwarta nad ranem. Zrobiło się chłodniej, bo poczułam powiew zimnego powietrza po wyjściu z budynku. Niestety nie wzięłam bluzy, ani swetra. Przetarłam dłońmi ręce od ramion do łokci, lecz cieplej mi się nie zrobiło. Co chwilę mijałam nachlanych gości, którzy ledwo trzymali się na nogach. Szłam spokojnie do czasu, aż ktoś pociągnął mnie za rękę do ciemnej uliczki. Na plecach poczułam zimny mur, a moje ręce zostały uwięzione po obu stronach mojej głowy. Postać, która mnie uwięziła miała na sobie kaptur, więc nie miałam okazji zobaczyć jej twarzy. Mój oddech znacznie przyśpieszył.
-Nie denerwuj się tak, kochanie - mruknął zimny głos. Przez całe moje plecy przeszły ciarki. Zaczęłam się wyrywać i szarpać, ale to nic nie dało.
-Nie szarp się tak. Nie będzie bolało - oznajmił, poczułam jego oddech na swojej twarzy. Woń zmieszana z alkoholem i tytoniem. Zaczął składać pocałunki na mojej szyi, a w moich oczach zaświeciły się łzy.
-Horan, nie wydurniaj się – powiedział spokojnie znajomy głos, a mężczyzna całujący moją szyję został oderwany ode mnie. 
-A już miałem plan, jak się z nią zabawić - powiedział niezadowolony. Zakapturzona postać zdjęła kaptur, a na jej twarzy pojawił się chytry uśmieszek. Podszedł do mnie szatyn, ten co pocałował mnie w klubie.
-Mówiłem, że się jeszcze spotkamy, kotku - stwierdził i przyparł mnie do ściany. No tak, wymiana oprawcy, świetnie. Kiwnęłam przytakująco głową.. Jego brązowe tęczówki pomimo tego, że było ciemno to i tak błyszczały w nich małe iskierki. Zbliżył swoją twarz do mojej, na niebezpieczną odległość. Jak dla mnie, to za dużo atrakcji jak na jeden dzień. Odwróciłam głowę w prawą stronę, ale on po chwili przekręcił ją tak abym spojrzała w jego oczu.
-Puść mnie! - syknęłam.
-Nie mam zamiaru. - mruknął i zostawił jeden mokry pocałunek na mojej szyi. Próbowałam się uwolnić, ale bez skutku. Jego ręce znalazły się bezpośrednio na moim tyłku. Tym sposobem uwolnił moje ręce i wymierzyłam my siarczysty cios w policzek. Gdy się trochę cofnął, wykorzystałam jego nieuwagę i ruszyłam biegiem przed siebie. Niestety, buty mi tego nie ułatwiały. Obróciłam się i zauważyłam jego postać niedaleko mnie. Zwolniłam trochę i zdjęłam buty, łapiąc je w rękę. Od razu lepiej, i co najważniejsze - szybciej. Wybiegłam z czarnej uliczki i rozejrzałam się, gdzie mogłabym się przed nim ukryć, ale nie zauważyłam niczego, co byłoby dobrą kryjówką. Po krótkiej chwili zdecydowałam i ruszyłam w prawą stronę. 
            Wbiegłam do najbliższej kawiarni, która o dziwo była otwarta. W środku na szczęście nikogo nie było. Wbiegłam za ladę, kucnęłam i schowałam się za nią. Miała ona wgłębienie i gdyby ktoś zajrzał z góry, to na pewno by mnie nie zauważył. Zza zaplecza wyszła kobieta, która na moje oko była przed pięćdziesiątką. Spojrzała na mnie dziwie. Też bym się zdziwiła, gdyby ktoś przybiegł do mojej kawiarni, w środku nocy i schował się za ladą. Po chwili usłyszała dzwoneczek,  ktoś wszedł do środka. Zaczęłam kręcić głową na prawo i lewo, złożyłam ręce i pokazywałam palcem, aby mnie nie wydała. Ona tylko się przyjaźnie uśmiechnęła, patrząc już na klienta. Wyjrzałam zza małej szpary, aby sprawdzić kto to. Tak, to był on. Moje serce zaczęło bić tak szybko, że myślałam, że zaraz wyskoczy mi z klatki piersiowej. Dłonie stały się mokre, a oddech nierówny. 
-Witam, podać coś panu? - zapytała przyjaźnie kobieta.
-Nie dziękuję. Widziała może pani szczupłą brunetkę z brązowymi oczami, ubrana była prawdopodobnie cała na czarno? - zapytał. Modliłam się tylko o to, aby kobieta nie spojrzała teraz na mnie, bo na pewno domyślił by się, że tu jestem. Przecież nie mogłam tak po prostu zniknąć na prostej drodze.
-Wydawało mi się, że jakaś postać tuż za oknem przebiegła i to na pewno była dziewczyna, więc możliwe, że to ona - odpowiedziała. Wątpię, żeby szatyn uwierzył w tę historię... Zajrzałam jeszcze raz przez szparę, miałam wrażenie, że on się patrzy prosto na mnie.
-Dziękuję - odpowiedział i wyszedł z budynku.
-Poszedł. - oznajmiła kobieta, kiedy już go nie było.
-Dziękuję. Nie wiem co bym bez pani zrobiła. Po wyjściu z kawiarni rozejrzałam się na boki, czy nie ma go w pobliżu. Na szczęściu moje oczy nigdzie go nie wypatrzyły, więc ruszyłam do domu. 
            W połowie drogi poczułam mocne szarpnięcie za rękę i wpadłam plecami na ścianę. W moich oczach zebrały się łzy z powodu bólu. Przed sobą zobaczyłam bardzo znaną mi osobę. Ponad dwumetrowy silny blondyn. Nie, tylko nie on, proszę... Zaczęłam płakać. I ten pieprzony pech chciał, żebym musiała się z nim spotkać. Złapał mnie mocno za ramiona.
-Dlaczego to robisz? Zostaw mnie proszę... - wydukałam przez łzy 
-Ty dobrze wiesz dlaczego.
Na jego ustach pojawił się złowieszczy uśmiech. Jego ręce znalazły się na moich biodrach i bardziej przycisnęły mnie do ściany. Prosiłam, błagałam, żeby mnie puścił, ale na nic się to nie zdało. Przepraszałam, chociaż sama nie wiem za co. Modliłam się, aby zjawił się ktoś kto mnie uratuje. Ktokolwiek... Zaczęłam się szarpać, ale on zablokował mi ręce. Zostało mi jedno. Zacząć krzyczeć, ale czy ktoś mnie usłyszy? Zaryzykuję. Krzyknęłam i to głośno, ale mój krzyk przerwał pocałunek.
-Nie krzycz kotku, bo będzie jeszcze gorzej - mruknął, a jego głos spowodował dreszcz, który przeszedł przez moje całe ciało. Nie mam pomysłu co mogę jeszcze zrobić. Rozejrzałam się dookoła, ale nic. Po chwili zza rogu wyszły dwie zakapturzone postacie. Nie, proszę nie! Nie chcę zostać potrójnie zgwałcona. Kiedy znaleźli się bliżej, jedna z postaci odciągnęła blondyna ode mnie.
-Chodź! - Był to męski nieznajomy mi głos. Mężczyzna pociągnął mnie za sobą. Blondyn i mój wybawca tarzali się po ziemi, okładając się pięściami. Postać zaprowadziła mnie pod czarny samochód i kazała wsiadać.
-Dzięki za pomoc, ale na pewno nie wsiądę - powiedziałam ze złością i wyrwałam rękę z uścisku mężczyzny.
-Wsiądziesz dobrowolnie, albo wracasz do tamtego, przemiłego mężczyzny - warknął, a ja zrobiłam parę kroków w tył.. Ton jego głosu na to wskazywał, że nie podoba mu się moje wahanie.
-Sama tego chciałaś.
            Otworzył drzwi, podszedł do mnie i wziął mnie na ręce. Nie zdążyłam nawet machnąć ręką, a już byłam w aucie. Siedziałam na skórzanym, beżowym fotelu. Za kierownicę wsiadł chłopak, który wsadził mnie tutaj. Postać, która siedziała na miejscu pasażera odwróciła się w moją stronę i był to ten, jak mu tam? Horan? Tak, to on, bo udało mi się wtedy ujrzeć jego twarz. Ma śliczne niebieskie oczy.
-Hej! Przepraszam za to wcześniej - rzekł i uśmiechnął się, ukazując swoje białe zęby.
-Spoko. Jesteś i tak jedyną osobą, która za takie coś przeprosiła.
Obok mnie usiadł szatyn, który prześladuje mnie przez cały dzień. Tak przynajmniej mi się wydaje. Odkręciłam głowę w stronę okna, bo bałam się, że mi coś zrobi za to, że mu przywaliłam. Samochód ruszył w przeciwnym kierunku do mojego mieszkania.
-Moglibyście mnie zawieść do... - przerwali mi wszyscy razem słowem „nie”. Czyli do domu na pewno dzisiaj nie wrócę.
-Gdzie mnie wieziecie? – zapytałam, patrząc na twarz siedzącego obok szatyna.
-W bezpieczne miejsce - odpowiedział brązowooki, lekko się uśmiechając. Taa. A skąd mam mieć pewność, że nie będą mnie całą noc pieprzyć na zmianę? Na samą myśl o tym, moje ciało przeszył zimny i nieprzyjemny dreszcz. Mogłam go wtedy nie uderzyć. Chociaż, kto wie co by się teraz ze mną działo.
-Możecie mi chociaż powiedzieć jak się nazywacie? – zapytałam niepewnie.
-Ten za kółkiem to Zayn, obok Niall, a w domu jeszcze poznasz dwóch gości. Ten z lokami to Harry, a ten drugi to Louis. A moje imię zapamiętaj, bo będziesz je krzyczeć, przez całą noc. Liam.
Ładne imię. Liam. Ale nie mam zamiaru krzyczeć tego w nocy. Jego ręka znalazła się na moim lewym udzie i zaczęła jeździć po nim, blisko mojego intymnego miejsca. Strzepnęłam ją z mojej nogi w błyskawicznym tempie. Skarciłam go wzrokiem, na co on się tylko złośliwie uśmiechnął. Odwróciłam się znowu w stronę szyby. 
            Niedługo po tym zatrzymaliśmy się przy dużej willi. Z dala od ludzi, miasta. Zupełnie jak na pustkowiu. Pociągnęłam klamkę w celu otworzenia drzwi, ale były zamknięte. No tak blokada przed dziećmi. Westchnęłam i czekałam aż ktoś ruszy tyłek i otworzy mi je. Niall, o ile się nie mylę, otworzył i podał rękę. Chwyciłam ją i wysiadłam z auta. Rozejrzałam się dookoła, ale było za ciemno, aby cokolwiek zobaczyć. Ruszyłam do przodu i po chwili potknęłam się o coś i poleciałam do przodu. Wpadłam do wody, do basenu. Kiedy wynurzyłam się, Liam był już w powietrzu i skakał do wody. Gdybym się nie przesunęła, wpadłby na mnie. Złapał mnie za nogi i wciągnął pod wodę. Przycisnął mnie do ściany basenu, odnalazł moje usta i wpił się w nie. Odepchnęłam chłopaka od siebie i wypłynęłam na powierzchnię. Oparłam się rękami o ściankę, podciągnęłam i już miałam wychodzić, ale brunet złapał mnie w tali i wciągnął ponownie do basenu. Posadził na brzegu basenu i ponownie złączył nasze usta. Po chwili przeniósł się na szyję i powoli zjeżdżał w dół. Rozszerzył moje nogi i znalazł się pomiędzy nimi. Powrócił do całowania mojej szyi, a jego ręce powędrowały do zapięcia biustonosza. Mocno go odepchnęłam i zwinnym ruchem wyskoczyłam z basenu. Stanęłam w bezpiecznej odległości od basenu i... i nie wiedziałam co ze sobą teraz zrobić. Nie wiem, jak daleko jestem od domu, a jedyną rzeczą, którą wiem to to, że iść w lewo. Co dalej? Nie wiem. Zamknęłam oczy i szukałam jakiejś opcji uwolnienia się stąd.
-Nie wrócisz dzisiaj do domu, kotku - oznajmił Liam i położył dłonie na mojej tali. Odwróciłam się i zrobiłam dwa kroki w tył. Zamurowało mnie. Nie mogłam się ruszyć. Jego koszulka idealnie opięła wszystkie jego mięśnie. Podszedł do mnie i pociągnął za nadgarstek. Szłam za nim, w stronę ogromnego domu. Budynek był połączony z garażem, przez który weszliśmy do domu. Dostaliśmy się na drugie piętro.  Willa była ładnie urządzona, nie powiem. Aż dziwne, że mieszkają tu sami faceci. O ile tylko oni tu urzędują. Znalazłam się w przestronnym pokoju. pokoju. Ściany były białe, ale nie wszystkie. Na pozostałych widniała czerń. Liam wcisnął mi w ręce ręcznik, koszulkę i bokserki. Wskazał ręką drzwi, a ja zmierzyłam w ich kierunku. Popchnęłam drzwi i zamknęłam je za sobą na klucz. Łazienka była ogromna, jak chyba wszystko w tym domu. Wzięłam szybki prysznic i nałożyłam na siebie ubrania. Wyszłam z pomieszczenia, a przed drzwiami stał chłopak, jakby czekał, kiedy w końcu wyjdę.
-Kładź się - mruknął i znikł w pomieszczeniu, z którego ja przed chwilą wyszłam. Nie położyłam się do łóżka, tylko wyszłam na balkon. Stanęłam na zimne płytki i spojrzałam w niebo. Pamiętam, jak miałam sześć lat to zawsze, gdy przyjeżdżałam na wakacje do dziadków, to siedziałam z dziadkiem przed domem. Opowiadał mi wtedy o gwiazdach, gwiazdozbiorach i kosmosie. Wydaje się, jakby to było wczoraj. Może by tak odwiedzić dziadków? Dawno u nich nie byłam... Ale wróćmy do rzeczywistości. Po co Liam mnie tu przywiózł? Wykorzystać mnie na odludziu, aby nikt nie usłyszał? Chłopak nie wygląda na mężczyznę, który angażuje się w dłuższe związki. Nagle poczułam czyjeś dłonie na moich biodrach. Odwróciłam się i nie zdążyłam nawet mrugnąć, bo chłopak wpił się już w moje usta. Wziął mnie na ręce i zaniósł do pokoju. Położył mnie na łóżku i zwiększył tempo. Po chwili nie miałam na sobie koszulki, a nim się obejrzałam dobierał się do "moich" bokserek. W moich oczach zamajaczyły łzy. Zgięłam nogi w kolanach i gwałtownie je prostując, odepchnęłam szatyna, który wylądował na podłodze. Błyskawicznie podniosłam się z łóżka i pobiegłam do łazienki, zbierając po drodze koszulkę. Zamknęłam się w łazience i usiadłam pod ścianą. Przeciągnęłam przez głowę koszulkę, a kolana przyciągnęłam do piersi. Ktoś szarpnął za klamkę, ale nie ustąpiła.
-Rose, otwórz drzwi - powiedział łagodnie. Siedziałam bez ruchu, cicho szlochając.
-Otwórz te drzwi, albo je kurwa wyważę! - krzyknął i uderzył w drzwi, aż podskoczyłam. Strach cały czas narastał w moich żyłach. Nagle drzwi huknęły i opadły na płytki. Moje ciało zaczęło się trząść. Chwycił mnie za ramię i mocno pociągnął do góry, aż stanęłam na równych nogach. Spuściłam wzrok na moje nogi, które wciąż się telepały. 
-Prze...przepraszam.. - wyjąkałam. Nie wiem, dlaczego go przeprosiłam. Lepiej dmuchać na zimne. Liam chwycił mój podbródek i zmusił mnie, aby spojrzała mu w oczy. Jego piękne oczy nie okazywały żadnych uczuć. W moich zapewne widniał strach. Chłopak uniósł dłoń, a ja zacisnęłam powieki i czekałam, aż jego dłoń spotka się z moim policzkiem. Jego dłoń powędrowała na tył mojej głowy i przycisnęła ją do jego klatki piersiowej. Nie spodziewałam się tego. Jego druga ręka powędrowała na moje plecy. Emocje wzięły górę i mocno go objęłam. Pozwolił mi wypłakać się w jego koszulkę. Kiedy się już uspokoiłam i położyłam do łóżka, wyszedł. Przez dłuższy czas nie mogłam zasnąć i przekręcałam się z boku, na bok. 
    Otworzyłam oczy i zamrugałam kilka razy. Jednak to nie był sen i byłam w tym domu, w tym  pokoju. Chciałam się przekręcić, ale coś mi to uniemożliwiało. Przeszkodą była ręka.. Jeżeli dobrze pamiętam, to on wczoraj wychodził. Starałam się wyswobodzić, ale on tylko mocniej mnie przycisnął do siebie. Złapałam za jego przedramię i uniosłam je do góry. Lecz on gwałtownie przycisnął je do łóżka. Obudził się. Super!
-Jak się spało? - mruknął zachrypniętym głosem. Moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz.
-Dobrze - odpowiedziałam obojętnie. Wstałam i skierowałam się do toalety. Rozejrzałam się po łazience, ale nigdzie nie znalazłam swoich ubrań. Wyszłam z pomieszczenia i zrobiłam kilka kroków w głąb pokoju. Chłopak siedział na łóżku, które było przykryte czarnym kocem i korzystał ze swojego I'phone'a. Ciekawe co się stało z moim. Telefony te nie są wodoodporne, więc zapewne nie przeżył wczorajszej kąpieli w basenie. Zostawiłam go w tylnej kieszeni spodni. Dopiero zorientowałam się, że On stoi przede mną, w samych dresach. Spojrzałam na jego brzuch, który był idealnie wyrzeźbiony. Jego mięśnie formowały literę "V", która ciągnęła się od bioder w dół. Zdałam sobie sprawę, że przyglądam się jego ciału dłuższy czas. Speszona podniosłam wzrok, a moje policzki przybrały zapewne bordowy kolor. Na jego twarzy pojawił się łobuzerski uśmiech.
-Mogę w końcu wrócić do domu? - zapytałam pewnie.
-Jeżeli musisz.. - odparł. Chwyciłam swoje rzeczy, które leżały na fotelu, poszłam do toalety i szybko się  przebrałam. Wróciłam do pokoju i oddałam ubrania, które po chwili i tak wylądowały na pierwszej, lepszej półce. Podążyłam za chłopakiem do kuchni.
-Jesteś głodna? - zapytał.
-Nie - odpowiedziałam stanowczo. W kuchni zjawił się chłopak o zielonych oczach. Wręczył mi telefon do ręki.
-Wszystkie kontakty i pliki przerzuciłem ze starego telefonu na ten.
Zanim zdążyłam podziękować, zniknął na drzwiami. W mojej dłoni spoczywał nowy telefon.
-Dodatkowo masz numery całej piątki. Przydadzą się – oznajmił brązowooki i pociągnął mnie za sobą. Wsiedliśmy do czarnego Bentley'a. Skąd ten facet ma tyle kasy?
-Skąd jesteś? - zapytał po dłuższej chwili ciszy.
-Z Glasgow - odparłam. Nie zadawał więcej pytań. Zerknęłam na licznik. 160 km/h. Spojrzałam na niego. Jechał, jakby trochę znudzony. Najwyraźniej ta prędkość nie robiła na nim wrażenia, nie to co na mnie. Nim się zorientowałam byliśmy już na miejscu.
-Dzięki. Cześć - burknęłam i wysiadłam z samochodu. Chłopak odjechał dopiero, jak złapałam za klamkę od drzwi. 
    Weszłam po schodach na drugie piętro. Wyciągnęłam klucze z tylnej kieszeni i otworzyłam drzwi. Pierwszą rzeczą, którą zrobiłam po wejściu do środka to zdjęcie butów. Od razu lżej. Zjadłam śniadanie  i sprawdziłam nowy telefon. Miałam wszystko to, co w poprzednim. Działał bez zarzutów. Nagle zawibrował i na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie mojego przyjaciela. 

 

 

 

sobota, 17 maja 2014

Rozdział 1

Jest godzina dziesiąta wieczorem, a oni nie przyciszyli muzyki. A wręcz przeciwnie leciała dwa razy głośniej. Nie słyszałam swoich własnych myśli i na niczym nie mogłam się skupić. Chwyciłam słuchawki, podłączyłam do telefonu i puściłam muzykę na maxa, ale to też nic nie dało. Nałożyłam na siebie szarą bluzę z kapturem, w kieszenie od spodni włożyłam słuchawki, telefon i portfel. Wyszłam z mieszkania, upewniając się dwa razy czy je zamknęłam. Kiedy znalazłam się na zewnątrz, miałam malutki dylemat, w którą stronę pójść? Cholera. W końcu ruszyłam w prawo.
            Ulice świeciły pustkami. Przechodząc obok jednego z klubów udało mi się wyłapać kawałek piosenki, która była mi bardzo bliska. Na te wspomnienie, z którym związana jest ta piosenka mam ochotę płakać, ale zakończyłam już ten rozdział w życiu. Po chwili usłyszałam za sobą kroki, ale nie przejęłam się tym, bo nie każdy od razu musi być gwałcicielem czy mordercą. Osoba była coraz bliżej mnie, czułam jej oddech na moim karku. Po moim ciele przeszedł nieprzyjemny dreszcz, a moje dłonie w jednej chwili stały się wilgotne. Zakapturzona postać wyprzedziła mnie tak po prostu. Po budowie ciała był to mężczyzna, a wysoki jak cholera. Właśnie przeżyłam mały zawał, zawsze wszystko nad interpretowałam. Odetchnęłam i wyjęłam mokre ręce, aby wytrzeć je o jeansy. Przeszłam na drugą stronę ulicy i usiadłam ławce. Po chwili moim oczom ukazał się kabriolet, w którym siedziało o kilka osób za dużo niż powinno. Wypatrzyłam postać blondynki, która mieszka pode mną. Wygląda na to, że imprezowanie to jej hobby. Nałożyłam kaptur na głowę i ją spuściłam, mając nadzieję, że mnie nie zauważy. Nadzieja, matką głupich. Samochód zatrzymał się tuż przede mną, a muzyka ucichła.
-No chodź Rose! Zabawimy się! - zachęcała dziewczyna.
-Nie dzięki! - odpowiedziałam.
-Jesteś tego pewna?!
-Tak, jestem. Baw się dobrze! -  powiedziałam i pomachałam jej ręką na pożegnanie. Dobra wracam do domu, może tak szybko nie wróci. 
             Dwadzieści minut potem byłam już w domu. Nie miałam na nic siły byłam tak zmęczona, że zasnęłam na kanapie w ubraniach.
            Z laptopem na kolanach i kubkiem gorącej herbaty siedziałam i szukałam w internecie jakiejś pracy. Znalazłam trzy ogłoszenia, które mnie bardzo zainteresowały. Ostatnie dotyczyły fuchy, jako barmanka w jednym z klubów. Kiedy miałam szesnaście lat dorabiałam u wujka w klubie. To dzisiaj muszę się przejść do tego klubu. Plusem jest to, że całkiem dużo się zarabia. 
            Przebrałam się w jeansy z dziurami i czarną, prześwitującą koszulkę na ramiączkach. Zabrałam wszystkie najważniejsze rzeczy i skierowałam się pod adres, gdzie znajdował się klub.
    Siedziałam przy barze i czekałam na właściciela klubu. Byłam tak zainteresowana oglądaniem wystroju, że nie zauważyłam, kiedy się pojawił. Miał około czterdziestu lat, kilkudniowy zarost, brązowe oczy i włosy. Przyznam był przystojny.
-Co Cię kotku do mnie sprowadza? - zapytał, mierząc mnie wzrokiem od stóp do głowy.
-Ja przyszłam w sprawie pracy jako barmanka. - Zdałam sobie sprawę, że mój głos drżał. Ten facet trochę mnie onieśmielał.
-Miałaś kiedykolwiek do czynienia z taką pracą?
-Tak, jako szesnastolatka pracowałam u wujka w klubie. – odpowiedziałam, przeczesując ręką włosy.
-No to popisz się skarbie. - wskazał ręką na bar przed nami. Lekko się uśmiechnęłam, wstając i podążając za ladę. Podawał mi różne nazwy drinków, na co ja bez żadnej pomyłki wręczałam mu je.
-Jesteś świadoma tego, że tu przychodzą różne niebezpieczne typy? - zapytał, gdy ja kończyłam mu robić drinka.
-Tak jestem. - odpowiedziałam podając mu drinka.
-To w takim razie możesz zaczynać dzisiaj od osiemnastej. Do zobaczenia Rosalie – oznajmił i uśmiechnął się znikając za drzwiami. Zaraz, skąd on wiedział jak mam na imię? Stałam oszołomiona przez chwilę, a potem wyszłam. Mam jeszcze sześć godzin, więc pójdę na małe zakupy. 
    Znalazłam się w jednym ze sklepów odzieżowych. Po dłuższym namyśle wybrałam czarne szorty z ćwiekami, czarne buty na koturnie z ćwiekami i do tego luźną czarną koszulkę na ramiączkach.
    Po zakupach, wróciłam do domu. Kiedy byłam już niedaleko minęłam się z Nikki, która wyglądała jak wczorajsze zwłoki. Podkrążone oczy, blada cera, włosy upięte w luźnego koka i zero makijażu. Bez niego też wygląda ślicznie.
-Hej! - posłała mi lekki uśmiech.
-Siemka, jak tam po imprezie? – zapytałam, zatrzymując się.
-Wiesz głowa i te sprawy, idziesz dzisiaj do tego klubu, który jest niedaleko nas? Podobno przyjeżdżają chłopaki z Grecji i nie tylko! 
Była podekscytowana tak, że zauważyłam błysk w jej oku. Nie no spoko, do tego klubu, który jest niedaleko nas. No ja nie wiem jakie są kluby w pobliżu, więc nie mam pojęcia, o który jej chodzi.
-Nie dam rady, idę do pracy.
Szczerze mówiąc to wyskoczyłabym dzisiaj do klubu, ale nie w celu zarobkowym.
-Szkoda, ale obiecaj mi, że wyskoczymy kiedyś gdzieś razem! – powiedziała i uniosła palec wskazujący w górę.
-Obiecuję! - odpowiedziałam i pomachałam jej odchodząc. 
            Niedługo potem byłam już w mieszkaniu. Zakupy złożyłam i włożyłam do szafy. Mam jeszcze przecież cztery godziny. Mój telefon wydał charakterystyczny dźwięk, co oznaczało, że ktoś dzwoni. Na ekranie wyświetliło się "mama". Coś mi się wydaje, że ta rozmowa będzie trwać z godzinę.

 -Cześć mamo, co słychać ?

-Cześć kochanie, a nic ciekawego po staremu, a u ciebie ?

-A więc znalazłam już pracę.

-No to gratulacje! Co tam więcej ? Opowiadaj...

     Tak jak myślałam, z mamą można gadać godzinami przez telefon. Wzięłam prysznic, wysuszyłam i rozczesałam włosy, co dało efekt lekkich fal. Nałożyłam komplet kupiony dzisiaj i pomalowałam paznokcie na czarny, matowy kolor. Moje oczy przyozdobił makijaż w stylu "kocie oczy". Wyrobiłam się w 2 godziny, więc zdążyłam coś przegryźć i musiałam już wychodzić. Miałam do wyboru dwie opcje jechać taksówką, albo przejść się na piechotę. To że miałam dużo czasu to wybrałam drugą opcję. Było ciepło, więc nie brałam żadnej bluzy, ni nic.
    Brakuje mi Tea. Mój najlepszy przyjaciel od dziecka. Ale wyjechał, bo założył zespół to raczej nie zespół, ale duet. Czasem rozmawiamy, ale chciałabym go zobaczyć, przytulić i przeżyć dzień jak za dawnych czasów. Ognisko, gitara, śpiewanie, wygłupianie się, granie w butelkę, opowiadanie strasznych historii, pieczenie kiełbasek i Nick... Tak wiem, że mnie zostawił, ale długo nie mogłam się pozbierać po nim. Wyjechał razem z Teem. Przyjaciel się ze mną pożegnał, ale on mnie po prostu olał. Jak to on powiedział: Pożegnania są trudne, a zwłaszcza na długo, dlatego nie chcę abyśmy oboje cierpli. Kompletnie się ode mnie odciął. Zero rozmowy, nawet smsa... 
            Po moim policzku spłynęła jedna łza. Nie, nie mogę żyć przeszłością. To dupek, jakich wielu. Wierzchem ręki otarłam łzę i weszłam do klubu. Ochroniarze wpuścili mnie bez słowa. W klubie jeszcze nikogo nie było, ale niedługo będą tu tłumy. Podążyłam za ladę baru, gdzie przywitał mnie właściciel.
-Punktualna. I to mi się podoba. - zerknął na zegarek. - Niedługo przyjdzie Justin. On też tutaj jest barmanem, więc mam nadzieję, że się dogadacie. Fartuch jest tam jeżeli będzie ci potrzebny, powodzenia. A i jeszcze jedno! Ludzie najwcześniej będą się schodzić za godzinę - powiedział, a następnie zniknął za drzwiami zostawiając mnie samą. 
    Muzyka w tle grała cicho i były to spokojne klimaty. Chwyciłam fartuch, aby nie wracać do domu z jakimiś plamami po alkoholu. Naciągnęłam go przez głowę i zawiązałam z tyłu na kokardkę. Z przodu miał napis i logo klubu "Event". Wypolerowałam ladę, poustawiałam butelki z alkoholami. Starałam się zapamiętać, gdzie co jest abym później nie musiała szukać butelki whisky. 
            Za piętnaście siódma, chłopaki zaczęli rozstawiać sprzęt. Gitary nie gitary, perkusja, mikrofony... Zjawił się też Justin. Miły, wysoki blondyn, z niebieskimi oczami i umięśnionym torsem. Ludzie zaczęli się powoli zbierać w klubie i miałam okazję robić już pierwsze drinki. Sporo facetów próbowało ze mną flirtować, ale przy barze zaraz znalazły się ich partnerki, ochrzaniając ich. 
            Zjawiło się pięciu przystojnych facetów. Każdy zerkał w ich stronę. Był tam ten chłopak z imprezy Nikki. Ciemny blondyn o nieziemskich, brązowych oczach. Zarost dodawał mu "tego czegoś". Czwórka usiadła na jasnej kanapie w pobliżu baru, a blondyn podszedł do baru po pięć shotów. Po zrobieniu ich wstałam, zaniosłam i postawiłam je na stoliku przy kanapie, ponieważ książę tak sobie zażyczył. Odwróciłam się i chciałam odejść, ale ktoś pociągnął mnie za rękę i wpadłam na czyjś tors. Zrobiłam dwa kroki w tył i ujrzałam brązowookiego ciemnego blondyna. Przestraszyłam się, bo nie wiedziałam co ma zamiar ze mną zrobić. W jednej ręce trzymał moje nadgarstki, a dwoma palcami drugiej ręki chwycił mój podbródek. Przygryzłam wargę, co robię zawsze, gdy się denerwuję. Powoli zbliżał swoje usta do moich, a oddech uwiązł mi w gardle. Złożył na moich ustach delikatny pocałunek, który smakował miętą i tytoniem. Nie wiem ile to trwało, bo czas się jakby...zatrzymał. Nie mogłam się powstrzymać i oddałam pocałunek. Oderwał się ode mnie, przygryzając i ciągnąc zębami za moją dolną wargę.
-Obiecuję, że jeszcze się zobaczymy. 
Cała piątka równocześnie wypiła po kieliszku i wyszli jakby nigdy nic. Tak po prostu. Stałam jeszcze przez chwilę do momentu aż Justin nie krzyknął, że mam klientów. Po chwili na scenę zaczęli wchodzić i grać pierwsi wykonawcy, DJ, zespoły...
    Na scenie pojawiła się trójka chłopaków. Nie widziałam twarzy ani nic, bo dobrze bawiący się ludzie zasłonili mi widok. Te głosy były mi znane, ale za nic nie mogę sobie przypomnieć do kogo należą. Myślałam, że chociaż przez chwilę posiedzę sobie na tyłku, ale nie. Co chwila ktoś chciał jakiegoś drinka, ale przecież nie będę się kłócić z ludźmi, że chcę przez chwilę posiedzieć w spokoju. Od groma było dziewczyn, które kleiły się do mężczyzn, którzy wcale nie byli nimi zainteresowani. Żenujące. Te dziewczyny widzą, że nie mają u nich szans, ale nadal próbują. Powodzenia. Z niektórych ludzi to miałam ochotę się śmiać. Dziewczyny bijące torebkami swoich partnerów za to, że zatańczył z inną. Jednego dnia by nie starczyło, aby to wszystko opowiedzieć. Zerknęłam na telefon, który miałam schowany w kieszeni szortów. Jest już druga nad ranem?! Ale ten czas szybko zleciał, niedawno była siódma... Patrząc na telefon, kątem oka dostrzegłam, że trzy postacie siadają przy barze. Podeszłam bliżej, cały czas patrząc na telefon.
-Co podać ? - zapytałam. Postawiłam drinki na ladzie przed nimi i podniosłam wzrok na swoich klientów. Znieruchomiałam. Zapomniałam jak się oddycha. Albo mam zwidy, albo tam stoi Teo!
-Rose? - zapytał mulat, którego ostatni raz widziałam jak skończyłam liceum.

 

 

 

 

 

poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Prolog

Obudziły mnie promienie słońca, które wpadały przez okna dachowe, wprost na moje łóżko i na mnie. Nie miałam ochoty się ruszać z ciepłego łóżka, ale musiałam rozpakować duże, kartonowe pudła, które były wszędzie. Podniosłam się na równe nogi i podążyłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, nałożyłam krótkie szorty i bluzkę na ramiączkach. Włosy zaś związałam w luźnego koka. Skierowałam się do kuchni i od razu otworzyłam lodówkę, która była pełna. Jak dobrze, że wczoraj zrobiłam zakupy. Wyciągnęłam jogurt naturalny i mesli. Z lodówki wyjęłam karton soku pomarańczowego i nalałam do szklanki. Schowałam wszystkie produkty na swoje miejsce, wzięłam śniadanie i usiadłam w salonie. Włączyłam telewizor, zmieniając co chwilę kanał. Ludzie, czy nic ciekawego w telewizji nie ma o godzinie...właśnie, która jest godzina? Zerknęłam na telefon, który pokazywał 11:07. Trzeba się powoli zbierać i ogarnąć te pudła. 
            Dokończyłam śniadanie i brudne naczynia włożyłam do zmywarki. Weszłam po schodach na górę do swojego pokoju i puściłam muzykę z wieży. Usiadłam na pufie i dopiero zauważyłam naprawdę, jak dużo mam gratów. Wzięłam głęboki wdech, wstałam i otworzyłam pierwszy karton.
    Po prawie czterech godzinach wszystko było na swoim miejscu, a kartony puste. Położyłam się na środku pokoju, nie miałam siły wstać. Wszystko mnie bolało. Już 15:00? Czas strasznie szybko leci. Przeniosłam się na materac i spojrzałam zza okno. Po chwili na oknach dachowych zaczęły pojawiać się kropelki deszczu. No tak, ta londyńska pogoda. Przyglądałam się ludziom, którzy uciekali, aby nie zmoknąć. Ten obraz doprowadził to tego, że zasnęłam. 
    Ze snu wyrwał mnie głośny huk muzyki, który dobiegał z mieszkania pode mną. Przykryłam głowę poduszką, aby choć trochę ściszyć ten hałas, ale na marne. Byłam zmuszona do tego, aby opuścić mieszkanie. Spojrzałam w stronę okna, aby sprawdzić czy pogoda się poprawiła. Deszcz już nie padał, ale nadal było pochmurno. Podniosłam tyłek z materaca i musiałam się oczywiście przebrać, bo na pewno zrobiło się chłodniej niż było wcześniej. Naciągnęłam na tyłek jasne jeansy, a na podkoszulek nałożyłam bluzę. Chwyciłam klucze, portfel, telefon i wyszłam z mieszkania. Kiedy otworzyłam drzwi, muzyka grała dwa razy głośniej. Co za idiota tak głośno puszcza muzykę?! Szybko zbiegłam ze schodów i wybiegłam na zewnątrz. Od razu lepiej. 
    Skierowałam się do parku. Cieszę się, że wynegocjowałam mieszkanie na drugim piętrze z poddaszem, a nie parter i pierwsze piętro. Przeszłam się po parku i wstąpiłam do małej kawiarenki na kawę. Zamówiłam mocną kawę i usiadłam przy jednym ze stolików. W środku było tylko kilkoro ludzi, dziwnie jak na takie duże miasto. Małymi łykami piłam kawę. Muszę poszukać pracy. Za dwa miesiące zaczynam drugi rok studiów, ale musiałam się przeprowadzić, bo jak to ujął mój brat: "Jesteś taka stara, a jeszcze mieszkasz z rodzicami. Czas najwyższy wyfrunąć z gniazda." No i osioł przekonał rodziców. Chociaż cieszę się bardzo, że się przeprowadziłam, bo mam wymarzone mieszkanie, ale teraz niestety moi rodzice wraz z bratem przeprowadzili się do Bradford. Jednak brat z powodu wyjazdu nie mieszka z nimi od jakiegoś czasu. Bardzo zdziwiła mnie ta decyzja, bo od urodzenia tu mieszkali, ale jednak zmienili miejsce zamieszkania. 
    Straciłam poczucie czasu, bo rozmyślanie o przeprowadzce rodziców i o moich przyszłych planach na życie strasznie mnie wciągnęły. Zerknęłam na ekran telefonu 19:58. Moje oczy od razu się rozszerzyły, naprawdę siedziałam tu dwie godziny? Zabrałam swoje wszystkie manatki i ruszyłam do mieszkania. Jakoś dziwnie szybko zleciał mi ten dzień. Gdy tylko weszłam do mieszkania w moje uszy uderzyła głośna muzyka. Głośno westchnęłam i ruszyłam na górę, ale nagle ktoś szarpnął mnie za rękę, co spowodowało, że się odwróciłam i wpadłam na kogoś. Była to mojego wzrostu, ładna blondynka. Uśmiechnęła się do mnie i zaczęła mi krzyczeć do ucha. 
-Hej! Mieszkasz na górze? - Do moich nozdrzy dotarł aromat alkoholu, na co ja się skrzywiłam. Odpowiedziałam przytakując głową.
-Może wpadniesz ? – zapytała i pokazała gestem ręki na otwarte drzwi do jej mieszkania.
-Nie dzięki! - krzyknęłam i już miałam iść na górę, ale mnie przytrzymała. Zaczęła coś do mnie gadać, ale ja jej w ogóle nie słuchałam, bo wysoki i przystojny chłopak wyszedł z jej mieszkania. Miał brązowe włosy postawione do góry, śliczne brązowe oczy i seksowny zarost. W pewnym momencie nasze oczy się spotkały, ale on zaraz odwrócił wzrok i wszedł z powrotem do mieszkania.
-Na pewno nie wpadniesz? – wypytywała i tylko tyle wyłapałam z monologu dziewczyny. Pokręciłam przecząco głową i udałam się na górę do mieszkania. Po zamknięciu drzwi muzyka tylko trochę ucichła. Mam nadzieję, że przez całą noc nie będę musiała tego słuchać.