środa, 29 czerwca 2016

Rozdział 7

Chcę zadedykować ten rozdział Dreamer ^^ Dziękuję, że jesteś :)


-O! Księżniczka już wstała - powiedział Louis.
-Ale nogi to masz niezłe - mruknął Harry, a Liam od razu posłał mu ostrzegawcze spojrzenie. Zawstydzona spuściłam głowę w dół i zaczęłam się powoli wycofywać.
-Rose, idź na górę. Zaraz przyjdę - powiedział Liam, a ja wykonałam jego polecenie. Powoli weszłam po schodach, bo ból dokuczał przy każdym kroku. Weszłam do pokoju i usiadłam na łóżku. Po chwili pojawił się Liam.
-Masz klucze do mieszkania? - zapytał. Pokiwałam głową w odpowiedzi. Chłopak wyciągnął dłoń. Wstałam, wyciągnęłam je z kieszeni spodni i podałam mu je.
-Zostań z chłopakami. Wezmę kilka rzeczy z twojego mieszkania, bo zostajesz tutaj - oznajmił i wyszedł. Chciałam zaprotestować, ale zatrzasnął mi drzwi przed nosem. I jak ja się wytłumaczę siostrze? Powinnam z nią teraz być, ale Liama nie przekonam. Ucieczka odpada, bo nawet nie wiem, gdzie jestem.

Ruszyłam do toalety i załatwiłam potrzebę fizjologiczną. Następnie zeszłam do kuchni, aby zaparzyć sobie herbatę. W salonie siedział Harry z Zaynem. Chciałam iść na górę z kubkiem, w którym znajdowała się herbata, ale Styles mnie zatrzymał i powiedział, żebym się nie bała i usiadła z nimi w salonie. Usiadłam na skórzanym fotelu i przykryłam nogi kocem, bo było dość chłodno.
-Nie radzę ci więcej jeździć za nami, bo przez ciebie Payne ma same problemy. Zresztą nie tylko on - mruknął Zayn. Spuściłam głowę, bo w pewnej chwili czerwony kubek wydał się bardzo interesujący.
-Mogłaś po prostu dać mu dupy i problem z głowy, ale oczywiście musiał trafić na upartą sztukę - dodał.
-Weź już kurwa przestań! Stało się i skończmy to - powiedział Harry. Coś czuję, że zacznie się przeze mnie kłótnia. Zresztą Malik ma rację. Mogłam się z nim przespać i nie byłoby tego wszystkiego. Co mnie podkusiło, żeby tam pojechać i zobaczyć Jamesa? Powinnam pozostawić go tylko w mojej pamięci. Może nawet byłoby lepiej, gdyby i tam go nie było?
-No właśnie. Skończmy to. Niech Li zawiezie ją pod szpital i powie, że gdzieś tam upadła i po sprawie – oznajmił mulat.
-Po sprawie? Cracker będzie się jej czepiał, a dobrze wiesz, że Payne nie odpuści. Nie zostawi jej. Jest podobna do Katy, za bardzo mu ją przypomina... – stwierdził Harry i wskazał na mnie dłonią.

 Chyba zapomnieli, że ja tu jestem. I jaka Katy? Może lepiej, żebym nie wiedziała.
-Zayn ma rację - przerwałam im - Zawieźcie mnie pod szpital i skończmy to wszystko. Nie będę dla nikogo ciężarem - oznajmiłam, podniosłam się z fotela i wspięłam się po schodach na górę.

Usiadłam przy oknie balkonowym i zamknęłam oczy. Chciałabym zadzwonić teraz do Nikki, żeby po mnie przyjechała. Odjechałabym i wszystko by się skończyło.

Powoli otworzyłam oczy i przed sobą widziałam większość pokoju. Po chwili zorientowałam się, że leżę na nagiej klatce piersiowej Liama. Czułam jego dłoń na mojej talii. Czułam się dobrze.
-O wstałaś, więc musimy się zbierać. Zawiozę cię do Marthy - oznajmił, a ja odsunęłam się od niego i postawiłam stopy na chłodnych panelach. Chłopak podał mi torbę z moimi ubraniami.
-A co z Cass? - zapytałam.
-Nie masz się o co martwić. Jest bezpieczna - odpowiedział.
-Jeszcze jedno. Myślę, że najlepszym wyjściem byłoby odwiezienie mnie do szpitala, a ja powiedziałabym, że upadłam, czy coś takiego. Nie chcę być ciężarem dla chłopaków, a w szczególności dla ciebie. Lepiej będzie jak po prostu zakończymy tą znajomość - powiedziałam. Patrzyłam na jego poważną twarz, mając nadzieję, że myśli tak samo jak ja i chłopaki.
-Było myśleć o tym wcześniej i po prostu pójść ze mną do łóżka. Teraz nie masz wyboru. Jesteś w to wciągnięta. Nie masz wyjścia, a teraz się ubieraj i jedziemy - oznajmił i wyszedł z pokoju. Jednak nic z tego.

Ubrałam się szybko i zeszłam na dół. Widzę, że Cassie mnie pakowała, bo Payne na pewno by tego tak nie poskładał i nie wziął takich pierdół.

Do Marthy jechał z nami niestety Malik. Siedziałam z tyłu cicho całą drogę. Zatrzymaliśmy się przy budynku, który kojarzyłam, tylko nie wiem skąd. Budynek był zwykłym domem, nie rzucającym się w oczy. Weszliśmy do środka. Panowała tam miła atmosfera. Po chwili przyszła do nas kobieta, która przypominała mi kogoś, tylko nie mogłam sobie przypomnieć kogo.
-Witaj Liam. Śliczną masz dziewczynę - powiedziała, a po chwili ją zamurowało. Poprosiła go na słowo. Skąd ja znam tą kobietę? Starałam się wrócić do przeszłości i... o cholera! To przecież siostra mojej matki! Ale jak? Przecież ona nie żyje. Po chwili kobieta wróciła.
-Rose, ja.. - zaczęła.
-Wiem. Cieszę się, że żyjesz - powiedziałam i przytuliłam się do kobiety, a ona odwzajemniła równie mocny uścisk, który zabolał.
-Chodź, zobaczymy co ci jest, a potem wszystko ci wyjaśnię – oznajmiła.

Payne zostawił mnie u ciotki, a sam powiedział, że niedługo wróci, bo ma coś do załatwienia. Znajdowałam się w pokoju, w którym praktycznie wszystko było białe. Ściągnęłam bluzkę i powiedziałam co się wydarzyło. Li wspominał, że jej można zaufać. Martha zrobiła mi prześwietlenie klatki piersiowej i pleców, ale nic nie wyszło. Tyle dobrego, że kości całe. Jestem po prostu porządnie obita. Oczyściła mi ponownie rany i założyła opatrunki. Do 3 dni powinno przestać boleć.
-Jak się trzyma Cassie? - zapytała, gdy siedziałyśmy już w salonie i  popijałyśmy herbatę.
-Troszkę ciężko z nią, bo jest w ciąży, a chłopak ją zostawił. Teraz jest sama w moim mieszkaniu, ale Liam powiedział, że jest bezpieczna. Mam nadzieję, że jest tak naprawdę - odpowiedziałam.
-Więc powiesz mi jak było? - zapytałam. Westchnęła głośno, ale zaczęła opowiadać.
-Tego dnia nie było ciekawie. Wychodziłam już z pracy, ale zaczęła się ta strzelanina. Liam i reszta chłopaków też w niej uczestniczyła. Wtedy ktoś podłożył bombę, która wybuchła i zawaliło się pół szpitala. Chłopaki wyciągnęli mnie z gruzów i mi pomogli, ponieważ już wcześniej im pomagałam. Nie powiadomiłam policji o ich przekrętach, ponieważ matka ci nigdy tego nie mówiła, ale Liam uratował ci kiedyś, życie, gdy byłaś mała. Mimo, że dzielą was tylko trzy lata różnicy to stanął w twojej obronie. On nie wie, że to byłaś ty i lepiej niech teraz o tym się nie dowiaduje. Można powiedzieć, że jestem jak matka dla Payne'a. Może wspominał ci o Katy? Chociaż wątpię. Nie lubi tego tematu. Może kiedyś go poruszy, a jak nie, to może ja ci o tym opowiem. Ale wracając. Można powiedzieć, że mam dług u nich. Chronią mnie za moją pomoc. Pewnie chcesz wiedzieć, dlaczego uznali mnie za martwą. Znaleźli zwłoki podobne do mojego ciała, ale były tak zmasakrowane, że nawet nie zrobili sekcji. Jednak na dobre to wyszło. Tylko nie informuj swoich rodziców, ani brata, a tym bardziej Cass, że żyję, dobrze? Bo to nie będzie dobre wyjście.
-Nie masz się o co martwić. Zresztą kontakt z rodzicami mi się urwał, a Chris jest w wojsku. Za pół roku kończy służbę.

Rozmawiałam z ciotką na wiele tematów. Ciężko było mi opowiedzieć jak poznałam Payne'a, ale jakoś się przełamałam i powiedziałam. co się działo. Niedługo po tym przyjechał chłopak.
-I co z nią? - zapytał.
-Do trzech dni powinien ból zniknąć, ale dwa razy dziennie musisz jej lód przykładać do pleców. Jeżeli jednak nie masz teraz czasu, to może tutaj zostać na trzy dni, a później po nią przyjedziesz - oznajmiła.
-Jest Ivan? - zapytał. Martha pokiwała głową, a blondyn od razu powiedział, że nie będę przebywać z nim w jednym domu. Podziękowałam jej i wróciłam z chłopakiem do domu.
-Co z moją pracą? - zapytałam siadając na łóżku.
-Nie będziesz pracować już w tym klubie. Nie ma sensu, żebyś całe dnie siedziała w domu i nic nie robiła, więc jutro poszukam ci coś w spokojnej okolicy. Jak dojdziesz do siebie to zaczniesz pracę - oznajmił.

Nagle rozległo się pukanie do drzwi, które po chwili się otworzyły. Do pokoju wszedł chłopak. Niższy od Liama, ale na pewno w mniej więcej jego wieku. Miał kolczyki w uszach i czerwone włosy.
-Li mam sprawę. Tutaj, czy na osobności? - zapytał. Payne już miał się odezwać, ale uprzedziłam go. Wstałam, wyminęłam chłopaka w drzwiach i zeszłam na dół.

Przekąsiłam coś na szybko w kuchni i miałam już wychodzić, gdy zatrzymał mnie Malik. Przycisnął mnie mocno do ściany i wypalał mi oczy swoim pełnym nienawiści spojrzeniem. Łzy zaświeciły się w moich oczach, bo napierał na mnie z taką siłą, że miałam wrażenie, że moje opatrunki zalewa krew.
-I co zadowolona jesteś z siebie, kiciu?! - warknął i złapał mnie za podbródek. Chciałam go wyminąć, ale mnie zablokował i złapał za drugą dłoń. Zaczęłam się trochę denerwować, a lepiej, żebym nie krzyczała.
-Nie jestem zadowolona. Nie mam wyjścia - odpowiedziałam.
-Masz wyjście. Przelecę cię, ale Payne musi nas przyłapać na tym - powiedział i przysunął się bliżej mnie. Odkręciłam głowę w bok, bo wiedziałam, co chciał zrobić. Usłyszałam czyjeś kroki na schodach. Szybkim ruchem złapał mnie za szyję.
-Jeśli tylko coś spieprzysz, zniszczę cię! - warknął i tuż przed puszczeniem mnie, złapał na chwilę mocniej moją szyję. Chłopak szybko się ulotnił i zostawił mnie samą w szoku.

Po chwili w kuchni pojawił się Payne. Szybko zdjęłam dłoń z mojej szyi, żeby nie zwracał uwagi, na czerwone ślady, które się tam zapewne pojawiły. Widząc moją minę od razu zapytał się, czy wszystko jest okej. Uspokoiłam go, mówiąc, że tak.
-A szyja? – zapytał i zbliżył głowę.
-A drapałam się, bo chyba coś mnie ugryzło – zaśmiałam się nerwowo i zaczęłam drapać, żeby moja wypowiedź stała się bardziej wiarygodna.
-Niedługo mam kolejną walkę. Nie powiem ci kiedy, ale nawet jeżeli się dowiesz to masz mnie nie śledzić, rozumiesz? – powiedział. To nie brzmiało jak pytanie, tylko bardziej jak rozkaz, ale pokiwałam ze zrozumieniem, bo i tak nie chcę powtórki z ostatniego przybycia do tej fabryki.
-Dziękuję. - podszedł i pocałował mnie w czoło. Zanim zdążył odejść objęłam go i wtuliłam się w jego klatkę piersiową. Mężczyzna odwzajemnił uścisk po chwili. Potrzebowałam jego przytulenia, ponieważ przed oczami miałam wzrok Malika, który był pełen złości. Było mi bardzo przyjemnie w jego objęciach. Chłopak zaczął mnie całować w usta. Gdy pocałunki zaczęły się pogłębiać, wziął mnie na ręce i zaniósł do pokoju. Położył mnie delikatnie na łóżku i zaczął rozbierać.

 

 

 

Hej wszystkim! Wiem, że znowu później niż miało być, ale tak wyszło no i nic nie mam na swoje wytłumaczenie. Zatem miłego czytania ;)

 

piątek, 22 kwietnia 2016

Rozdział 6

Otworzyłam oczy i uświadomiłam sobie, że zasnęłam. Poderwałam się na nogi i zerknęłam na zegarek. 7:30. Wskoczyłam w czarne spodnie, narzuciłam na siebie czarną bluzę, chwyciłam telefon i pognałam do mieszkania Nikki. Po chwili otworzyła mi drzwi.
-Tak, jasne - powiedziała i chwyciła kluczyki od swojego czarnego audi, które kupiła wczoraj. Niedługo po tym byłyśmy już w drodze. Po drodze wytłumaczyłam blondynce z grubsza o co chodzi.
-To jest norma. Li w każdy piątek tam jeździ, więc spokojnie - oznajmiła.
-Tu nie chodzi o Liama, tylko o faceta, który będzie się z nim bił.

Po chwili byłyśmy już na miejscu. Dziewczyna zaparkowała pomiędzy innymi autami, a było ich tam pełno.
-Mam iść z tobą? - zapytała.
-Lepiej będzie, jak tu zaczekasz - odpowiedziałam. Blondynka pokiwała głową, a ja wysiadłam z samochodu i ruszyłam w stronę wejścia fabryki.

Przy wejściu stało dwóch mężczyzn. Może mnie wpuszczą. Pewnym siebie krokiem ruszyłam do przodu, ale jeden z nich, ruchem ręki zatrzymał mnie. Drugi stanął za mną i zaczął mnie przeszukiwać, gdy stwierdził, że jest okej, pozwolił mi iść. Na odchodne dostałam klapsa w tyłek. Odwróciłam się ze zgrozą w oczach, a tamci tylko zaczęli się śmiać.

Wnętrze wyglądało, jak to fabryka, tylko że odnowiona i bardzo dobrze zagospodarowana. Na środku stała duża klatka, a dookoła stali ludzie. W klatce dostrzegłam postać Liama i jakiegoś drugiego mężczyzny, który był odwrócony do mnie wytatuowanymi plecami. Podeszłam bliżej, szukając pozostałej czwórki, aby się na nich nie natknąć. Zauważyłam ich nieopodal, więc ruszyłam w drugim kierunku. Stałam po drugiej stronie klatki i przyznam, że miałam nawet dobry widok.

Walka zaczęła się na gwizdek sędziego, którego nigdzie nie mogłam dostrzec. Blondyn w końcu odwrócił się do mnie przodem i był to...James. Tak myślałam. Przyglądałam się uważnie walce. Kiedy Liam dostał prosto w nos z moich ust wydał się pisk, który od razu stłumiłam dłonią, ale stałam na tyle blisko, że chłopak go usłyszał. Spojrzał w moim kierunku, a na jego twarzy zarysowała się złość. Kiedy James miał zdać kolejny cios, ten go wyminął, podbiegł do rogu klatki, przy którym była jego ekipa i coś im powiedział,  a po chwili wrócił do walki. Zayn ruszył w prawą stronę, a Harry w lewą. Dość nieciekawa sytuacja. Zaczęłam się wycofywać do tyłu. Mulat był w bezpiecznej odległości ode mnie, ale nie spostrzegłam Harry'ego, który właśnie mnie złapał. Posłał mi słodki uśmiech, złapał za ramię i zaczął ciągnąć.

Zaprowadził mnie do pomieszczenia, które jak sądzę było szatnią chłopaków.
-Jak się tutaj znalazłaś?! Ostatnia panienka, która przyjechała tu za Paynem....nieważne. Poczekasz tu grzecznie, a ja zobaczę co tam się dzieje. Rozumiesz?
-Nie, nie zostanę tutaj - odpowiedziałam.
-Ja tu wydaję rozkazy, a ty wykonujesz polecenia! - warknął. Przypiął kajdanki do metalowej rury, chwycił moją rękę i chciał przypiąć ją do kajdanek. Miał o wiele więcej siły, więc nie ma szans, abym się wyrwała, ale zaryzykuję i zrobię coś innego. Podałam mu dłoń, a gdy miał już zapinać, złapałam jego rękę i wsunęłam w kajdanki. Zapiął. Szybko wyciągnęłam mu kluczyk z dłoni i wyszłam z pomieszczenia. Słyszałam jeszcze jego krzyki.

Podeszłam bliżej ringu, aczkolwiek na tyle daleko, aby żaden z chłopaków mnie nie zauważył. Co chwilę zerkałam, czy aby na pewno żaden mnie nie widzi. Nagle poczułam czyjeś dłonie, które dotknęły moich bioder, a następnie zjechały na brzuch. Szybko się odwróciłam i cofnęłam  o dwa kroki w tył. Mężczyzna nie był zbyt wysoki. Blondyn o zielonych oczach uśmiechał się do mnie.
-Co taka śliczna dziewczyna robi tu sama? - zapytał i podszedł bliżej.
-Nie jestem tu sama - odparłam. Mężczyzna uniósł delikatnie koszulkę do góry. Za paskiem od spodni znajdowała się broń. Opuścił koszulkę, a ja cofnęłam się jeszcze kawałek. Próbowałam znaleźć szczelinę pomiędzy ludźmi.
-Chodź - powiedział poważnie i wyciągnął dłoń w moim kierunku. Byłam w pułapce. Nie ucieknę, bo reszta chłopaków. Nie pójdę z nim, bo na pewno pokojowych zamiarów to on nie ma. Zresztą chłopaki... W tym momencie rozległy się jeszcze głośniejsze piski i krzyki. Na podłogę padł James. Sędzia zaczął odliczać, ale prawdopodobieństwo, że wstanie było bardzo małe. Robił się coraz większy chaos. Blondyn to wykorzystał, złapał mnie za ramię i zaczął ciągnąć. Zaczęłam krzyczeć, ale nikt nie zwracał na to uwagi.

Złapał już klamkę od wyjścia, ale nagle dostał dużą metalową rurą w głowę. Od razu spojrzałam w kierunku, z którego został zadany cios. Harry trzymał w dłoni rurę, do której go przypięłam.
-Co ja ci kurwa mówiłem?! - wrzasnął na mnie i mocno złapał za rękę. Bez sprzeciwu podążałam za nim. Zaprowadził mnie do szatni, w której wcześniej się znajdowałam i powiedział, że facet, który mnie zaatakował to niejaki Cracker, który od dłuższego czasu sprawia im problemy.
-Masz szczęście, że widziałem  ostateczny cios - mruknął. Po chwili drzwi się otworzyły i do środka wszedł Liam z lekko poturbowaną twarzą i reszta chłopaków. Brązowooki rzucił mi zimne spojrzenie.
-Wyjdźcie na chwilę. Styles, a tobie to chyba naprawdę brakuje zajęcia - powiedział rozbawiony, a Harry burknął tylko gniewnie. Gdy zostaliśmy sami obleciał mnie strach.
-Ja przepraszam... - zaczęłam, ale on mi przerwał.
-Jak ty się tutaj w ogóle znalazłaś?!

Odwrócił się i wszedł do jakiegoś pomieszczenia obok. W tym czasie wyciągnęłam z kieszeni telefon i szybko napisałam smsa do Nikki, aby wracała do domu i później jej wszystko wyjaśnię.

Payne wyszedł z pomieszczenia, jedynie w czarnych spodniach. Nałożył koszulkę, spakował swoje rzeczy do torby i machnął ręką, abym poszła za nim.

-Muszę jeszcze jedną rzecz załatwić. Poczekaj - powiedział, gdy zatrzymaliśmy się obok drewnianych i wyglądających na najbardziej zadbane ze wszystkich drzwi, które widziałam do tej pory. Położył sportową torbę obok mojej nogi i wszedł do środka. Czekałam cierpliwe. Lustrowałam wzrokiem wszystkie elementy tego budynku. Wszystkie spróchniałe belki, każdą dziurę w ścianie... Kilku ludzi kręciło się jeszcze nieopodal. Nagle znikąd pojawił się ten blondyn. Miał sine czoło i górną część policzka. Po takim ciosie nie ma się co dziwić. Zaczął zmierzać w moim kierunku. Rozejrzałam się dookoła, ale nigdzie nie zauważyłam, któregoś z chłopaków. Niedobrze. Spanikowałam. Nie mogłam się nigdzie ruszyć. Był już przede mną. Złapał mnie mocno za szyję i uderzył mną o drzwi. Zrobił to z taką siłą, że drzwi, które wyglądały na stabilne wyleciały z zawiasów. Poleciałam razem z nimi na podłogę. Przez chwilę widziałam tylko ciemność. Ból był niezmiernie silny. Promieniował przez całe plecy. Nie miałam siły wydać z siebie najcichszego dźwięku. Blondyn stanął nade mną, ale Liam zadał mu mocny cios. Po chwili usłyszałam głosy chłopaków. Zayn i Niall podnieśli mnie do góry i zaczęli powoli prowadzić. Dawałam radę powoli iść. Wychodząc, spojrzałam się jeszcze na chłopaków. Harry trzymał rurę przy gardle Crackera, a Payne zadawał mu ciosy gdzie popadnie. Nie mogłam na to patrzeć i odwróciłam wzrok.

Chłopaki zaprowadzili mnie do samochodu. Wsiadłam o własnych siłach, aczkolwiek ból na razie nie ustępował. Zdałam sobie sprawę, że nawet jedna łza mi nie poleciała.

Niedługo po tym Liam, z chłopakiem z burzą loków na głowie i rurze przyczepionej kajdankami do ręki, wsiedli do samochodu. Payne usiadł z przodu, a Styles obok Nialla, który siedział obok mnie. Dopiero teraz zobaczyłam, jak długa jest metalowa rzecz, do której przypięłam chłopaka. Siedzieliśmy w ciszy, tylko od czasu do czasu, któryś z chłopaków zamienił zdanie z innym.

Wyglądałam przez okno, ale kilka razy zdarzyło mi się złapać kontakt wzrokowy z Liamem w przednim lusterku; odwracałam wówczas szybko wzrok. Starałam się myśleć o wszystkim, byle nie o tym wypadku.

Gdy dojechaliśmy, miałam ogromny problem z wysiadaniem. Stanęłam na nogi, ale nie mogłam się już wyprostować. Brązowooki podszedł do mnie i wziął na ręce. Bałam się do niego odezwać, bałam się spojrzeć na jego twarz. Mogłam za nim tam nie przyjeżdżać. To nie był dobry pomysł. Następnym razem muszę przemyśleć, zanim cokolwiek zrobię. Zaniósł mnie do pokoju, delikatnie postawił i wyszedł na chwilę.

Kiedy wrócił kazał mi ściągnąć koszulkę. Starałam się to zrobić, ale ból był silniejszy. Chłopak to zauważył i pomógł mi. Gdy koszulka znalazła się już na podłodze usłyszałam, jak przeklina pod nosem. Nagle wyszedł. Zerknęłam na koszulkę, na której były pokaźne ślady krwi. Podczas upadku drzwi musiały się rozpaść i powbijać w moje plecy. Sięgnęłam do nich powoli, ale jego głos mnie zatrzymał.
-Zostaw. Może trochę zaboleć - oświadczył i czułam, jak zaczyna mi coś wyciągać z pleców.
-Masz szczęście, że to tylko dwa większe kawałki i nie ma malutkich opiłków - mruknął i zaczął mi oczyszczać rany jakąś cieczą. Był delikatny, jego dotyk  nie sprawiał mi bólu. Podał mi jeszcze tabletki, mówiąc że ból będzie mniejszy, jeśli je połknę.

Wyjął z szafki jedną ze swoich koszulek i wręczył mi ją. Zanim wyszedł zdążyłam jeszcze zapytać.
-Mogę zadzwonić do Cassie? - nieśmiało wyszeptałam.
-Ja zadzwonię. Prześpij się - powiedział i wyszedł z pomieszczenia. Powoli ściągnęłam spodnie, które nie były jednak w złym stanie. Tylko kilka kropel krwi. Złożyłam je i odłożyłam na fotel, który stał na przeciwko łóżka. Położyłam się w łóżku, tuż przy ścianie i przykryłam się kocem. Zamknęłam oczy i po niedługim czasie zasnęłam. Uspokoił mnie trochę zapach koca, który tak bardzo pachniał Liamem.

Obudziłam się, a za oknem panowała kompletna ciemność. Wstałam powoli z cholernym bólem. Otworzyłam drzwi. Dostrzegłam światło na dole i dało się słyszeć rozmowę chłopaków. Powoli zeszłam na dół. Zatrzymałam się na ostatnim schodku, aby nie było mnie widać.
-Liam, do cholery musisz ją zawieźć do szpitala. Nie wiesz, czy nie doznała wewnętrznych obrażeń! - warknął Harry.
-Nie mogę jej tam kurwa zawieźć, przecież sam to kurwa wiesz! - odkrzyknął Payne.
-Nie możecie po prostu zadzwonić albo zawieźć ją do Marthy? - zapytał spokojnie Louis. Zapadła cisza, ale ja oczywiście musiałam dać o sobie znać, bo oparłam się o ścianę. Coś na niej wisiało i wbiło mi się to prosto w ranę, więc jęknęłam z bólu. Zeszłam z ostatniego schodka i stanęłam na przeciwko chłopaków, którzy teraz mierzyli mnie wzrokiem. Na szczęście koszulka Payne'a sięgała mi do połowy ud.