Nie wierzę, to naprawdę on? Zmienił się i wyprzystojniał. Kątem oka
zauważyłam Nicka, ale nie przywiązałam zbytnio uwagi do mojego byłego, ponieważ
okrążyłam ladę i rzuciłam się na szyję mulata. Zakręcił mnie wokół siebie i
postawił na ziemię. Oderwałam się od niego, ale zaraz ponownie przytuliłam.
Tyle dni, miesięcy, lat...
Przez tyle lat nie miałam z kim się pośmiać, z kogo pożartować,
powygłupiać, przytulić, zapytać o radę, pocieszyć, a nawet pokłócić. Brakowało
mi tego wszystkiego i to bardzo. Każdy mi mówił, że przyjaźń między chłopakiem,
a dziewczyną nie istnieje. Mówi to ten, który jej wcale nie doświadczył. Z
moich oczu zaczęły kapać łzy. Oderwałam się od niego i wytarłam łzy.
-Zmieniłeś się. Wyprzystojniałeś! – powiedziałam i dałam mu kuksańca w bok.
-Dzięki, a ty zrobiłaś się jeszcze śliczniejsza niż byłaś - powiedział. Miło
było usłyszeć jego głos i zobaczyć jego uśmiech.
-Nie przesadzaj! Tyle lat. Opowiadaj co ciekawego u ciebie słychać. Masz
dziewczynę? - zapytałam, a on zaśmiał się na ostatnie pytanie.
-Zostaję na trochę w Londynie, więc może się spotkamy jutro i pogadamy? -
zapytał. Pokiwałam głową i weszłam z powrotem za ladę. Podając trunki, gadałam
z Teem, dopóki nie powiedział, że musi już lecieć. Pożegnałam się z nim,
powiedział, że zadzwoni.
Niedługo
potem szef powiadomił mnie, że mogę już wracać. Wzięłam swoje wszystkie manatki
i wyszłam z klubu. Była czwarta nad ranem. Zrobiło się chłodniej, bo poczułam
powiew zimnego powietrza po wyjściu z budynku. Niestety nie wzięłam bluzy, ani
swetra. Przetarłam dłońmi ręce od ramion do łokci, lecz cieplej mi się nie
zrobiło. Co chwilę mijałam nachlanych gości, którzy ledwo trzymali się na
nogach. Szłam spokojnie do czasu, aż ktoś pociągnął mnie za rękę do ciemnej
uliczki. Na plecach poczułam zimny mur, a moje ręce zostały uwięzione po obu
stronach mojej głowy. Postać, która mnie uwięziła miała na sobie kaptur, więc
nie miałam okazji zobaczyć jej twarzy. Mój oddech znacznie przyśpieszył.
-Nie denerwuj się tak, kochanie - mruknął zimny głos. Przez całe moje plecy
przeszły ciarki. Zaczęłam się wyrywać i szarpać, ale to nic nie dało.
-Nie szarp się tak. Nie będzie bolało - oznajmił, poczułam jego oddech na
swojej twarzy. Woń zmieszana z alkoholem i tytoniem. Zaczął składać pocałunki
na mojej szyi, a w moich oczach zaświeciły się łzy.
-Horan, nie wydurniaj się – powiedział spokojnie znajomy głos, a mężczyzna
całujący moją szyję został oderwany ode mnie.
-A już miałem plan, jak się z nią zabawić - powiedział niezadowolony.
Zakapturzona postać zdjęła kaptur, a na jej twarzy pojawił się chytry
uśmieszek. Podszedł do mnie szatyn, ten co pocałował mnie w klubie.
-Mówiłem, że się jeszcze spotkamy, kotku - stwierdził i przyparł mnie do
ściany. No tak, wymiana oprawcy, świetnie. Kiwnęłam przytakująco
głową.. Jego brązowe tęczówki pomimo tego, że było ciemno to i tak
błyszczały w nich małe iskierki. Zbliżył swoją twarz do mojej, na niebezpieczną
odległość. Jak dla mnie, to za dużo atrakcji jak na jeden dzień. Odwróciłam
głowę w prawą stronę, ale on po chwili przekręcił ją tak abym spojrzała w jego
oczu.
-Puść mnie! - syknęłam.
-Nie mam zamiaru. - mruknął i zostawił jeden mokry pocałunek na mojej szyi. Próbowałam
się uwolnić, ale bez skutku. Jego ręce znalazły się bezpośrednio na moim tyłku.
Tym sposobem uwolnił moje ręce i wymierzyłam my siarczysty cios w policzek. Gdy
się trochę cofnął, wykorzystałam jego nieuwagę i ruszyłam biegiem przed siebie.
Niestety, buty mi tego nie ułatwiały. Obróciłam się i zauważyłam jego
postać niedaleko mnie. Zwolniłam trochę i zdjęłam buty, łapiąc je w rękę. Od
razu lepiej, i co najważniejsze - szybciej. Wybiegłam z czarnej uliczki i
rozejrzałam się, gdzie mogłabym się przed nim ukryć, ale nie zauważyłam niczego,
co byłoby dobrą kryjówką. Po krótkiej chwili zdecydowałam i ruszyłam w prawą
stronę.
Wbiegłam
do najbliższej kawiarni, która o dziwo była otwarta. W środku na szczęście
nikogo nie było. Wbiegłam za ladę, kucnęłam i schowałam się za nią. Miała ona
wgłębienie i gdyby ktoś zajrzał z góry, to na pewno by mnie nie zauważył. Zza
zaplecza wyszła kobieta, która na moje oko była przed pięćdziesiątką. Spojrzała
na mnie dziwie. Też bym się zdziwiła, gdyby ktoś przybiegł do mojej kawiarni, w
środku nocy i schował się za ladą. Po chwili usłyszała dzwoneczek, ktoś
wszedł do środka. Zaczęłam kręcić głową na prawo i lewo, złożyłam ręce i
pokazywałam palcem, aby mnie nie wydała. Ona tylko się przyjaźnie uśmiechnęła,
patrząc już na klienta. Wyjrzałam zza małej szpary, aby sprawdzić kto to. Tak,
to był on. Moje serce zaczęło bić tak szybko, że myślałam, że zaraz wyskoczy mi
z klatki piersiowej. Dłonie stały się mokre, a oddech nierówny.
-Witam, podać coś panu? - zapytała przyjaźnie kobieta.
-Nie dziękuję. Widziała może pani szczupłą brunetkę z brązowymi oczami, ubrana
była prawdopodobnie cała na czarno? - zapytał. Modliłam się tylko o to, aby
kobieta nie spojrzała teraz na mnie, bo na pewno domyślił by się, że tu jestem.
Przecież nie mogłam tak po prostu zniknąć na prostej drodze.
-Wydawało mi się, że jakaś postać tuż za oknem przebiegła i to na pewno była
dziewczyna, więc możliwe, że to ona - odpowiedziała. Wątpię, żeby szatyn
uwierzył w tę historię... Zajrzałam jeszcze raz przez szparę, miałam wrażenie,
że on się patrzy prosto na mnie.
-Dziękuję - odpowiedział i wyszedł z budynku.
-Poszedł. - oznajmiła kobieta, kiedy już go nie było.
-Dziękuję. Nie wiem co bym bez pani zrobiła. Po wyjściu z kawiarni rozejrzałam
się na boki, czy nie ma go w pobliżu. Na szczęściu moje oczy nigdzie go nie
wypatrzyły, więc ruszyłam do domu.
W
połowie drogi poczułam mocne szarpnięcie za rękę i wpadłam plecami na ścianę. W
moich oczach zebrały się łzy z powodu bólu. Przed sobą zobaczyłam bardzo
znaną mi osobę. Ponad dwumetrowy silny blondyn. Nie, tylko nie on, proszę...
Zaczęłam płakać. I ten pieprzony pech chciał, żebym musiała się z nim
spotkać. Złapał mnie mocno za ramiona.
-Dlaczego to robisz? Zostaw mnie proszę... - wydukałam przez łzy
-Ty dobrze wiesz dlaczego.
Na jego ustach pojawił się złowieszczy uśmiech. Jego ręce znalazły się na
moich biodrach i bardziej przycisnęły mnie do ściany. Prosiłam, błagałam, żeby
mnie puścił, ale na nic się to nie zdało. Przepraszałam, chociaż sama nie wiem
za co. Modliłam się, aby zjawił się ktoś kto mnie uratuje. Ktokolwiek... Zaczęłam
się szarpać, ale on zablokował mi ręce. Zostało mi jedno. Zacząć krzyczeć, ale
czy ktoś mnie usłyszy? Zaryzykuję. Krzyknęłam i to głośno, ale mój krzyk
przerwał pocałunek.
-Nie krzycz kotku, bo będzie jeszcze gorzej - mruknął, a jego głos spowodował
dreszcz, który przeszedł przez moje całe ciało. Nie mam pomysłu co mogę jeszcze
zrobić. Rozejrzałam się dookoła, ale nic. Po chwili zza rogu wyszły dwie
zakapturzone postacie. Nie, proszę nie! Nie chcę zostać potrójnie zgwałcona.
Kiedy znaleźli się bliżej, jedna z postaci odciągnęła blondyna ode mnie.
-Chodź! - Był to męski nieznajomy mi głos. Mężczyzna pociągnął mnie za
sobą. Blondyn i mój wybawca tarzali się po ziemi, okładając się pięściami.
Postać zaprowadziła mnie pod czarny samochód i kazała wsiadać.
-Dzięki za pomoc, ale na pewno nie wsiądę - powiedziałam ze złością i wyrwałam
rękę z uścisku mężczyzny.
-Wsiądziesz dobrowolnie, albo wracasz do tamtego, przemiłego mężczyzny -
warknął, a ja zrobiłam parę kroków w tył.. Ton jego głosu na to wskazywał, że
nie podoba mu się moje wahanie.
-Sama tego chciałaś.
Otworzył
drzwi, podszedł do mnie i wziął mnie na ręce. Nie zdążyłam nawet machnąć ręką,
a już byłam w aucie. Siedziałam na skórzanym, beżowym fotelu. Za
kierownicę wsiadł chłopak, który wsadził mnie tutaj. Postać, która siedziała na
miejscu pasażera odwróciła się w moją stronę i był to ten, jak mu tam?
Horan? Tak, to on, bo udało mi się wtedy ujrzeć jego twarz. Ma śliczne
niebieskie oczy.
-Hej! Przepraszam za to wcześniej - rzekł i uśmiechnął się, ukazując swoje
białe zęby.
-Spoko. Jesteś i tak jedyną osobą, która za takie coś przeprosiła.
Obok mnie usiadł szatyn, który prześladuje mnie przez cały dzień. Tak
przynajmniej mi się wydaje. Odkręciłam głowę w stronę okna, bo bałam się, że mi
coś zrobi za to, że mu przywaliłam. Samochód ruszył w przeciwnym kierunku do
mojego mieszkania.
-Moglibyście mnie zawieść do... - przerwali mi wszyscy razem słowem „nie”.
Czyli do domu na pewno dzisiaj nie wrócę.
-Gdzie mnie wieziecie? – zapytałam, patrząc na twarz siedzącego obok szatyna.
-W bezpieczne miejsce - odpowiedział brązowooki, lekko się uśmiechając. Taa. A
skąd mam mieć pewność, że nie będą mnie całą noc pieprzyć na zmianę? Na samą
myśl o tym, moje ciało przeszył zimny i nieprzyjemny dreszcz. Mogłam go
wtedy nie uderzyć. Chociaż, kto wie co by się teraz ze mną działo.
-Możecie mi chociaż powiedzieć jak się nazywacie? – zapytałam niepewnie.
-Ten za kółkiem to Zayn, obok Niall, a w domu jeszcze poznasz dwóch gości. Ten
z lokami to Harry, a ten drugi to Louis. A moje imię zapamiętaj, bo będziesz je
krzyczeć, przez całą noc. Liam.
Ładne imię. Liam. Ale nie mam zamiaru krzyczeć tego w nocy. Jego ręka
znalazła się na moim lewym udzie i zaczęła jeździć po nim, blisko mojego
intymnego miejsca. Strzepnęłam ją z mojej nogi w błyskawicznym
tempie. Skarciłam go wzrokiem, na co on się tylko złośliwie uśmiechnął.
Odwróciłam się znowu w stronę szyby.
Niedługo po
tym zatrzymaliśmy się przy dużej willi. Z dala od ludzi, miasta. Zupełnie jak na
pustkowiu. Pociągnęłam klamkę w celu otworzenia drzwi, ale były zamknięte. No
tak blokada przed dziećmi. Westchnęłam i czekałam aż ktoś ruszy tyłek i otworzy
mi je. Niall, o ile się nie mylę, otworzył i podał rękę. Chwyciłam ją i
wysiadłam z auta. Rozejrzałam się dookoła, ale było za ciemno, aby cokolwiek
zobaczyć. Ruszyłam do przodu i po chwili potknęłam się o coś i poleciałam do
przodu. Wpadłam do wody, do basenu. Kiedy wynurzyłam się, Liam był już w
powietrzu i skakał do wody. Gdybym się nie przesunęła, wpadłby na mnie. Złapał
mnie za nogi i wciągnął pod wodę. Przycisnął mnie do ściany basenu, odnalazł
moje usta i wpił się w nie. Odepchnęłam chłopaka od siebie i wypłynęłam na
powierzchnię. Oparłam się rękami o ściankę, podciągnęłam i już miałam
wychodzić, ale brunet złapał mnie w tali i wciągnął ponownie do basenu.
Posadził na brzegu basenu i ponownie złączył nasze usta. Po chwili przeniósł
się na szyję i powoli zjeżdżał w dół. Rozszerzył moje nogi i znalazł się
pomiędzy nimi. Powrócił do całowania mojej szyi, a jego ręce powędrowały do
zapięcia biustonosza. Mocno go odepchnęłam i zwinnym ruchem wyskoczyłam z
basenu. Stanęłam w bezpiecznej odległości od basenu i... i nie wiedziałam co ze
sobą teraz zrobić. Nie wiem, jak daleko jestem od domu, a jedyną rzeczą, którą
wiem to to, że iść w lewo. Co dalej? Nie wiem. Zamknęłam oczy i szukałam
jakiejś opcji uwolnienia się stąd.
-Nie wrócisz dzisiaj do domu, kotku - oznajmił Liam i położył dłonie na mojej
tali. Odwróciłam się i zrobiłam dwa kroki w tył. Zamurowało mnie. Nie mogłam
się ruszyć. Jego koszulka idealnie opięła wszystkie jego mięśnie. Podszedł do
mnie i pociągnął za nadgarstek. Szłam za nim, w stronę ogromnego domu. Budynek
był połączony z garażem, przez który weszliśmy do domu. Dostaliśmy się na
drugie piętro. Willa była ładnie urządzona, nie powiem. Aż dziwne, że
mieszkają tu sami faceci. O ile tylko oni tu urzędują. Znalazłam się w
przestronnym pokoju. pokoju. Ściany były białe, ale nie wszystkie. Na
pozostałych widniała czerń. Liam wcisnął mi w ręce ręcznik, koszulkę i
bokserki. Wskazał ręką drzwi, a ja zmierzyłam w ich kierunku. Popchnęłam drzwi
i zamknęłam je za sobą na klucz. Łazienka była ogromna, jak chyba wszystko w
tym domu. Wzięłam szybki prysznic i nałożyłam na siebie ubrania. Wyszłam z
pomieszczenia, a przed drzwiami stał chłopak, jakby czekał, kiedy w końcu
wyjdę.
-Kładź się - mruknął i znikł w pomieszczeniu, z którego ja przed chwilą
wyszłam. Nie położyłam się do łóżka, tylko wyszłam na balkon. Stanęłam na zimne
płytki i spojrzałam w niebo. Pamiętam, jak miałam sześć lat to zawsze, gdy
przyjeżdżałam na wakacje do dziadków, to siedziałam z dziadkiem przed domem.
Opowiadał mi wtedy o gwiazdach, gwiazdozbiorach i kosmosie. Wydaje się, jakby
to było wczoraj. Może by tak odwiedzić dziadków? Dawno u nich nie byłam... Ale
wróćmy do rzeczywistości. Po co Liam mnie tu przywiózł? Wykorzystać mnie na
odludziu, aby nikt nie usłyszał? Chłopak nie wygląda na mężczyznę, który angażuje
się w dłuższe związki. Nagle poczułam czyjeś dłonie na moich biodrach.
Odwróciłam się i nie zdążyłam nawet mrugnąć, bo chłopak wpił się już w moje
usta. Wziął mnie na ręce i zaniósł do pokoju. Położył mnie na łóżku i zwiększył
tempo. Po chwili nie miałam na sobie koszulki, a nim się obejrzałam dobierał
się do "moich" bokserek. W moich oczach zamajaczyły łzy. Zgięłam nogi
w kolanach i gwałtownie je prostując, odepchnęłam szatyna, który wylądował na
podłodze. Błyskawicznie podniosłam się z łóżka i pobiegłam do łazienki,
zbierając po drodze koszulkę. Zamknęłam się w łazience i usiadłam pod ścianą.
Przeciągnęłam przez głowę koszulkę, a kolana przyciągnęłam do piersi. Ktoś
szarpnął za klamkę, ale nie ustąpiła.
-Rose, otwórz drzwi - powiedział łagodnie. Siedziałam bez ruchu, cicho
szlochając.
-Otwórz te drzwi, albo je kurwa wyważę! - krzyknął i uderzył w drzwi, aż
podskoczyłam. Strach cały czas narastał w moich żyłach. Nagle drzwi huknęły i
opadły na płytki. Moje ciało zaczęło się trząść. Chwycił mnie za ramię i mocno
pociągnął do góry, aż stanęłam na równych nogach. Spuściłam wzrok na moje nogi,
które wciąż się telepały.
-Prze...przepraszam.. - wyjąkałam. Nie wiem, dlaczego go przeprosiłam. Lepiej
dmuchać na zimne. Liam chwycił mój podbródek i zmusił mnie, aby spojrzała mu w
oczy. Jego piękne oczy nie okazywały żadnych uczuć. W moich zapewne widniał
strach. Chłopak uniósł dłoń, a ja zacisnęłam powieki i czekałam, aż jego dłoń
spotka się z moim policzkiem. Jego dłoń powędrowała na tył mojej głowy i
przycisnęła ją do jego klatki piersiowej. Nie spodziewałam się tego. Jego druga
ręka powędrowała na moje plecy. Emocje wzięły górę i mocno go objęłam. Pozwolił
mi wypłakać się w jego koszulkę. Kiedy się już uspokoiłam i położyłam do łóżka,
wyszedł. Przez dłuższy czas nie mogłam zasnąć i przekręcałam się z boku, na
bok.
Otworzyłam oczy i zamrugałam kilka razy. Jednak to nie był sen i
byłam w tym domu, w tym pokoju. Chciałam
się przekręcić, ale coś mi to uniemożliwiało. Przeszkodą była ręka.. Jeżeli
dobrze pamiętam, to on wczoraj wychodził. Starałam się wyswobodzić, ale on
tylko mocniej mnie przycisnął do siebie. Złapałam za jego przedramię i uniosłam
je do góry. Lecz on gwałtownie przycisnął je do łóżka. Obudził się. Super!
-Jak się spało? - mruknął zachrypniętym głosem. Moje ciało przeszedł przyjemny
dreszcz.
-Dobrze - odpowiedziałam obojętnie. Wstałam i skierowałam się do toalety.
Rozejrzałam się po łazience, ale nigdzie nie znalazłam swoich ubrań. Wyszłam z
pomieszczenia i zrobiłam kilka kroków w głąb pokoju. Chłopak siedział na łóżku,
które było przykryte czarnym kocem i korzystał ze swojego I'phone'a. Ciekawe co
się stało z moim. Telefony te nie są wodoodporne, więc zapewne nie przeżył
wczorajszej kąpieli w basenie. Zostawiłam go w tylnej kieszeni spodni. Dopiero
zorientowałam się, że On stoi przede mną, w samych dresach. Spojrzałam na jego
brzuch, który był idealnie wyrzeźbiony. Jego mięśnie formowały literę
"V", która ciągnęła się od bioder w dół. Zdałam sobie sprawę, że przyglądam
się jego ciału dłuższy czas. Speszona podniosłam wzrok, a moje policzki
przybrały zapewne bordowy kolor. Na jego twarzy pojawił się łobuzerski uśmiech.
-Mogę w końcu wrócić do domu? - zapytałam pewnie.
-Jeżeli musisz.. - odparł. Chwyciłam swoje rzeczy, które leżały na fotelu,
poszłam do toalety i szybko się przebrałam. Wróciłam do pokoju i oddałam
ubrania, które po chwili i tak wylądowały na pierwszej, lepszej półce.
Podążyłam za chłopakiem do kuchni.
-Jesteś głodna? - zapytał.
-Nie - odpowiedziałam stanowczo. W kuchni zjawił się chłopak o zielonych
oczach. Wręczył mi telefon do ręki.
-Wszystkie kontakty i pliki przerzuciłem ze starego telefonu na ten.
Zanim zdążyłam podziękować, zniknął na drzwiami. W mojej dłoni spoczywał
nowy telefon.
-Dodatkowo masz numery całej piątki. Przydadzą się – oznajmił brązowooki i
pociągnął mnie za sobą. Wsiedliśmy do czarnego Bentley'a. Skąd ten facet ma
tyle kasy?
-Skąd jesteś? - zapytał po dłuższej chwili ciszy.
-Z Glasgow - odparłam. Nie zadawał więcej pytań. Zerknęłam na licznik. 160
km/h. Spojrzałam na niego. Jechał, jakby trochę znudzony. Najwyraźniej ta
prędkość nie robiła na nim wrażenia, nie to co na mnie. Nim się zorientowałam
byliśmy już na miejscu.
-Dzięki. Cześć - burknęłam i wysiadłam z samochodu. Chłopak odjechał dopiero,
jak złapałam za klamkę od drzwi.
Weszłam po schodach na drugie piętro. Wyciągnęłam klucze z tylnej kieszeni i
otworzyłam drzwi. Pierwszą rzeczą, którą zrobiłam po wejściu do środka to
zdjęcie butów. Od razu lżej. Zjadłam śniadanie i sprawdziłam nowy telefon. Miałam wszystko to,
co w poprzednim. Działał bez zarzutów. Nagle zawibrował i na wyświetlaczu
pojawiło się zdjęcie mojego przyjaciela.