piątek, 2 lutego 2018

Rozdział 10

Minęły dwa tygodnie. Rozcięcia na rękach nie były widoczne, jednak rana na udzie goiła się dość długo. Mój ogólny stan zdrowia był dobry.

Pojechałam z rodzeństwem do naszego rodzinnego miasta, w celu pochowania rodziców. Przyczyną ich śmierci był wypadek. Ciężarówka zmiażdżyła ich samochód. Nie było możliwości, aby ich uratować. Nastąpił wybuch, a ich ciała były zwęglone i rozczłonkowane. 

Po pogrzebie zajęliśmy się rodzinnym domem. Było trudno nam go sprzedać, więc Caitlin postanowiła, że zamieszka tutaj ze swoim chłopakiem i nienarodzonym jeszcze dzieckiem.

Wróciłam do swojego mieszkania razem z bratem. Najdziwniejszą rzeczą było to, że po powrocie szyba w oknie wyglądała na nienaruszoną. Nigdzie nie było śladów po szkle, czy po mojej krwi. Przez cały pobyt w rodzinnym domu ta myśl nie opuszczała mojej głowy.   
Chris nocował w moim mieszkaniu podczas mojego pobytu w szpitalu. Powiedział, że on niczego nie zauważył, okno było całe. Stwierdził, że mogłam uderzyć się w głowę podczas upadku i coś mi się uroiło. Nie chciałam się z nim kłócić, bo nie miałam żadnych dowodów. Najwyraźniej chłopaki szybko uwinęli się z ogarnięciem tego i wymianą szyby. Nikt niczego nie zauważył, nawet Nikki, która zawsze wszystko wie. Jednak wie wszystko to, co nie jest chyba istotne. Nie powinnam się tym przejmować. Najważniejsze jest to, że mam spokój od Liama.

Chris w przeciągu tygodnia wyjechał. Został zwolniony tylko z powodu śmierci rodziców, ale niestety był zmuszony, aby wrócić i skończyć służbę, a został mu jeszcze niecały rok.

Minęło trochę czasu od tych nieszczęśliwych wydarzeń. Doszłam do siebie, a blizna na udzie była tylko troszkę widoczna. Znalazłam pracę w spokojniejszym miejscu. Była to kawiarenka, w której schowałam się, uciekając przed Liamem. Kobieta, która była właścicielką bardzo chętnie mnie zatrudniła. Byłam jedyną pracowniczką tam, ponieważ kawiarenka była mała, co sprawiło, że była przytulnym miejscem.

Był początek sierpnia, więc często wybierałam się na wieczorne, samotne spacery. Po tym jak cała piątka zniknęła, zrobiło się tutaj spokojnie, zbyt spokojnie. To było dziwne, ale nikt do tej pory mnie nie zaczepił, nie groził, czy nie strzelał do mnie z broni.
            Nikki za to opanowała się troszkę i imprezuje o wiele rzadziej niż wcześniej. Malik miał rację. Jak zniknie Liam to będę miała w końcu spokój. Jednak czasem były dni, w których brakowało mi tego wszystkiego. Tej całej adrenaliny. Liama, jego pocałunków, dotyku. Tęsknię za tym, że nie mogę się do niego przytulić. Chociaż lepiej jest troszkę potęsknić niż mieszać się w takie życie, którym żyła cała piątka.

Siedziałam na jednej z ławek w parku. W dłoni trzymałam kawę i obserwowałam spacerujących ludzi po zmierzchu. Wszyscy wydawali się tacy szczęśliwi. W sumie przygodę z Liamem mogę traktować jak coś nowego, coś jednorazowego, coś co nie wróci. Coś mnie podkusiło, żeby przejrzeć galerię w swoim telefonie. Zresztą od tej pory jak Styles mi go dał to nawet tam nie zajrzałam. Spodziewałam się tego, że będzie pusta, jednak się pomyliłam. Znalazłam tam kilka zdjęć. Na jednym z nich spałam, a Liam przytulał mnie i całował w czoło. Na samą myśl o tym wspomnieniu w moich oczach pojawiły się łzy. Pozwoliłam im swobodnie płynąć, bo nie miałam na twarzy żadnego makijażu, więc nie musiałam się martwić tym, że coś mi spłynie, czy się rozmaże. Na innych zdjęciach też byłam z Payne’m. Nawet nie wiem kiedy je robił. Wszystkie były zrobione, tak że nie mogłam wiedzieć kiedy. Uśmiechnęłam się przez łzy i zamknęłam oczy. Wróciłam w myślach do tamtych wszystkich przyjemnych i nieprzyjemnych momentów. Następnie usunęłam te zdjęcia, nie chciałam tego pamiętać, najlepszym wyjściem dla mnie byłoby zapomnieć, zakończyć ten rozdział w życiu.

Schowałam telefon do kieszeni, otarłam łzy i ruszyłam powolnym krokiem do mieszkania. W mojej głowie myśli ciągle krążyły wokół brązowookiego. Głowę spuściłam w dół i szłam przed siebie. W chwili, gdy ją podnosiłam wpadłam na jakąś osobę. Był to wysoki mężczyzna o niebieskich oczach. Przeprosiłam go i chciałam odejść, ale ściągnął swój kaptur. 
-Rosalie? – zapytał niepewnie, a ja dokładnie mu się przyjrzałam. Te blond włosy, ten głos, tatuaże, oczy…
-James?
Uśmiechnął się i pokiwał głową. Widziałam go wtedy w fabryce ostatni raz. Odruchowo zrobiłam krok w tył. Dla bezpieczeństwa wolałam zachować dystans. Za dużo przeszłam, żeby nawet do byłego chłopaka, przyjaciela nie podchodzić za blisko, bo nawet najlepszy przyjaciel może okazać się największym wrogiem. Blondyn jednak zmniejszył tą odległość między nami i przytulił mnie do siebie. Odwzajemniłam uścisk i puściłam go.
-Co u ciebie słychać? Czy może powinienem się odsunąć, bo twój kochaś mnie znów pobije? – zaśmiał się, a ja tylko wykrzywiłam twarz w lekkim uśmiechu.
-Nie, spokojnie. Liama już tu nie ma – odpowiedziałam i wymusiłam uśmiech, który wyszedł raczej jak grymas.
-Może usiądziemy gdzieś i porozmawiamy na spokojnie, bo trochę głupio tak stać – stwierdził, a ja zgodziłam się na jego propozycję.

Usiedliśmy w barze i zaczęliśmy opowiadać wzajemnie historie życia. Po tym jak ostatni raz się widzieliśmy, to James wyjechał na kilka lat do Stanów i tam nabył większość tatuaży, które miałam okazję widzieć jakiś czas temu. Jego życie opierało się na nielegalnych interesach, walkach, czy wyścigach. Wrócił do Anglii, bo tutaj miał więcej do roboty i większą kasę.

Opowiedziałam mu to, co uważałam za stosowne. Powiedział, że znał dobrze chłopaków i to jest niemożliwe, żeby Payne mnie tak po prostu zostawił, bo mam jakąś wiedzę na ich temat, która wielu osobom bardzo by się przydała.
-Mówili ci kiedyś o Katy? – zapytał, a ja zaprzeczyłam. Obiło mi się to tylko o uszy, bo Martha coś tam wspominała, ale konkretów nie znam. Mogę się tylko domyślać kim była. Obstawiam, że była dla niego ważna i mogła być jego dziewczyną, a może siostrą?
-Była jego siostrą. W sumie troszkę ją przypominasz, więc mogę podejrzewać, dlaczego zwróciłaś jego uwagę, ale wracając. Nauczyła się żyć jego życiem. Pokłócili się któregoś dnia, a ona dostała się w ręce jego wroga, a raczej wroga całej piątki. Wiesz jak to jest. Mieli wspólny cel, dlatego się zaprzyjaźnili. Katy powiedziała wszystko, co planują chłopaki, gdzie mieszkają, no wszystko. Chłopaki się dowiedzieli o tym za nim wróg  zaatakował. Zdążyli wszystko pozmieniać, przeprowadzić się, zmienić skrytki. Wszystko zaledwie w dwa dni, a tego nie było tak mało. Wiem to, bo sam im pomagałem w tym wszystkim. Jednak Katy została zabita, bo zawsze mogła się skontaktować, z którymś z chłopaków i wtedy zostaliby namierzeni. Wiem, że Liam nigdy by jej nie skrzywdził, kochał swoją siostrę i nie pozwoliłby na to, żeby ktokolwiek ją skrzywdził. Do tej pory jednak nie wiadomo z czyjej ręki zginęła. Pewne jest, że żaden z piątki nie strzelał, ale pewnie jest to, że ktoś z ich sprzymierzeńców. Zapewne też miał swój udział i wykonał strzał.
-Byłam przekonana, że Liam nie potrafi kochać i że nie zależy mu na ludziach – powiedziałam.
-Skurwiel z dobrym serduchem – zaśmiał się – Odszedł, ale to wcale nie oznacza, że cię nie pilnuje. Może nie on we własnej osobie, ale przez pośredników. On ma naprawdę od cholery swoich ludzi w tym mieście – oznajmił.
-Czyli mogę to ująć tak, że chce, abym uniknęła śmierci? Nie łatwiej byłoby mnie zabić, bo wtedy nikt niczego by ode mnie nie wyciągnął – stwierdziłam.
-Fakt, byłoby tak lepiej. Może po prostu jesteś pionkiem w tej całej grze albo najzwyczajniej w świecie zależy mu na tobie. Jednak ja mogę ci obiecać, że zrobię wszystko, żebyś znowu się nie dostała w jego ręce, bo po nim mogę się spodziewać wszystkiego. Nawet tego, że może cię zabić bez mrugnięcia okiem. Tak, łączyło nas kiedyś coś, ale zawsze byliśmy przyjaciółmi, chociaż kontakt się urwał. Mam nadzieję, że chciałabyś, żeby było tak jak kiedyś? – zapytał, a ja pokiwałam głową. To prawda, że nie widzieliśmy się bardzo długo, ale blondyn był tą osobą, do której zawsze się przychodziło w razie problemu, której zawsze mogłam zaufać. Może to tylko jeden wieczór po tylu latach, jednak poczułam się właśnie tak, jak kiedyś. Znaliśmy się od dziecka. Beztroskie lata razem, których nigdy nie zapomnę. Jednak jest jedna rzecz, o którą muszę zapytać zanim zaufam mu ponownie.
-Kells, czy ty teraz jesteś ich wrogiem? – zapytałam niepewnie.
-Nie. Pewnie przez tą walkę tak pomyślałaś, ale nie, nie jestem wrogiem żadnego z chłopaków. Chcieliśmy się tylko sprawdzić. Zawsze mogą się zwrócić do mnie o pomoc. Nie, nie jestem twoim opiekunem, a to, że nie chcę, żebyś dostała się w ich ręce to już wiesz jaki jest powód. Dziewczyny z Payne’m mają ciężko. Cierpią fizycznie, tak jak ty. Cracker, wypadek z oknem… Co by się nie działo zawsze będę po twojej stronie. Rozumiemy się kreciku? – zaśmiałam się na jego ostatnie słowo. Nawet pamięta moją ksywkę z dzieciństwa. Pokiwałam jedynie głową ze zrozumieniem.  
            Wzięłam numer od Kellsa i wróciłam do domu. Poszłam pod prysznic i wskoczyłam do łóżka. Czyli wychodzi na to, że w pewnym sensie jestem nietykalna. Chłopaki mi nic nie zrobią, chyba że zabiją, James też nic nie zrobi, ale obie strony chcą mnie chronić przed sobą, mimo, że są sojusznikami. Trochę to skomplikowane. 




Cześć i czołem! Nowy Rok, nowa ja, czyli wracam do tego opowiadania. Mam jeszcze jedno i dlatego rozdziały nie będą systematyczne, ale powinien się pojawić przynajmniej jeden w miesiącu. Liczę na to, że spodoba się wam. Życzę miłego czytania ;)
Ps. Przepraszam za te akapity, ale nie mogę ich okiełznać :/